28 lutego 2022 roku, tuż po pełnoskalowej inwazji Rosji, Ukraina złożyła wniosek o wejście do UE. Temat akcesji Ukrainy budzi podziały wśród krajów Unii. Wejściu Kijowa do wspólnoty sprzeciwiają się m.in. Węgry. Okazuje się, że ewentualna akcesja wywołuje krytykę także innych stolic. Temat ten został poruszony w poniedziałek podczas spotkania prezydentów Chorwacji i Bułgarii w Zagrzebiu.
– Wydaje mi się, że cynizm i bezczelność niektórych struktur europejskich jest nie do powstrzymania. Ci ludzie zdają się być opętani Ukrainą i uważają, że to ich sposób na utrzymanie władzy. Ukraina to kraj w stanie wojny, bez jasno określonego terytorium, który nie jest w stanie się sam finansować – powiedział prezydent Chorwacji Zoran Milanović. Podkreślił, że priorytetowe traktowanie Kijowa to "bezczelna zniewaga dla takich krajów, jak Czarnogóra czy Macedonia Północna", które od lat ubiegają się o członkostwo.
W podobnym tonie wypowiedział się prezydent Bułgarii. Rumen Radew stwierdził, że "nie byłby to dobry sygnał dla krajów Bałkanów Zachodnich, gdyby Ukraina otrzymała priorytet ze względu na okoliczności geopolityczne, bez spełnienia kryteriów i reform niezbędnych do uzyskania członkostwa".
Węgrzy mówią "nie" Ukrainie w Unii Europejskiej
Przypomnijmy, że w czerwcu na Węgrzech odbyło się referendum. W korespondencyjnym głosowaniu "Voks 2025" obywatele tego kraju mogli wyrazić swoją opinię na temat przystąpienia akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej. Z informacji podanych przez rzecznika rządu w Budapeszcie Zoltana Kovacsa wynika, że 95 proc. osób biorących udział w plebiscycie powiedziało Ukrainie "nie".
Do wyrażenia takiego sprzeciwu wzywał Węgrów Viktor Orban. "Dla Brukseli przystąpienie Ukrainy jest kwestią kluczową: polityczną operacją reputacyjną i zyskownym układem w obliczu przegranej wojny. Ale układ ten jest zawierany kosztem europejskich rodzin. Ukraina pochłonie każde euro, forinta i złotówkę, które do tej pory wydaliśmy na wzmocnienie europejskich rodzin, rolników i przemysłu" – pisał węgierski przywódca na początku kwietnia.
Premier Węgier wyrażał przekonanie, że "europejscy biurokraci” nie przejmują się tym, gdzie trafią pieniądze ze wspólnego budżetu – do Debreczyna czy Charkowa, Warszawy czy Kijowa, Bratysławy czy Lwowa. "Ale nie jesteśmy tacy sami! Za dziesięć lat nie mógłbym mieć czystego sumienia – ani przed sobą, ani przed wnukami, ani przed krajem – gdybym nie zrobił wszystkiego, aby teraz uchronić Węgry i Unię Europejską przed gorączkowym marzeniem Brukseli o przystąpieniu Ukrainy” – oświadczył.
Czytaj też:
Umowa UE-Mercosur priorytetem nowej prezydencji w Radzie UECzytaj też:
Niemcy nie przekażą Ukrainie swoich systemów Patriot. Oto dlaczego
