Antykomunizm wiecznie żywy. Tak można skomentować perspektywę, z której wielu uczestników polskiego życia publicznego patrzy na współczesną Federację Rosyjską. Papierkiem lakmusowym był pewien epizod, do którego doszło podczas szczytu amerykańsko-rosyjskiego na Alasce w sierpniu bieżącego roku. Otóż Władimirowi Putinowi podczas jego spotkania z Donaldem Trumpem towarzyszył Siergiej Ławrow. Szef rosyjskiej dyplomacji przybył do Anchorage w swetrze z rzucającym się w oczy napisem "ZSRS" (po rosyjsku zapisanym grażdanką: "CCCP").
W stosunkach międzynarodowych gesty są znaczące. Ławrow całkiem świadomie wybrał taką garderobę. Kto miał zrozumieć, o co mu chodzi, ten zrozumiał. A na reakcje polskich internautów nie trzeba było długo czekać. Spośród tych głosów warto odnotować wpis na X, w którym pewien dyplomata z powodu akronimu na swetrze rosyjskiego polityka wyraził oburzenie. Stwierdził, że napis "ZSRR" to "symbol tyranii" (w domyśle: dyktatury Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego), a zachowanie Ławrowa można byłoby porównać do hipotetycznej sytuacji, w której jakiś niemiecki dygnitarz założyłby na siebie bluzę z napisem "NSDAP".
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
