Z rosnącym zaciekawieniem obserwuję heroiczne zmagania rządu z rynkiem energii elektrycznej. Nie z wolnym rynkiem energii elektrycznej, bo wolnym to on nigdy w Polsce nie był, zwłaszcza za PRL (wtedy zresztą nie był nawet rynkiem), lecz i teraz – w warunkach stworzonych przez UE – nie jest. A więc z rynkiem ułomnym, kulawym, ale jednak rynkiem.
To rzecz wprost porywająca – patrzeć, jak rząd, który przyrzekł nie dopuścić do podwyżek cen detalicznych prądu w 2019 r. ponad ich poziom z roku 2018, próbuje dotrzymać słowa i zamrozić rynek, czyli zatrzymać to, co przecież nieuchronne. Jak pędzi od jednej dziury, którą przed godziną zaczęły wpełzać wyższe ceny energii, do drugiej, którą zaczęły wpełzać przed sekundą, i tak dalej, bez końca.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.