Odwaga to nieuleganie temu, co straszne – ta stara, grecka jeszcze mądrość często bywa dziś zapominana, przeinaczana, gwałcona, pozbawiana sensu oraz treści.
Tchórze i koniunkturaliści jawią się jako bohaterowie, ludziom odważnym przypisuje się głupotę i słabość.Przesadzam? Skądże znowu! Najpierw przypadek sędziego Igora Tulei, który ledwo zdążył porównać działania służb specjalnych za czasów rządów PiS do przesłuchań z czasów stalinowskich, a już został ogłoszony herosem. Znani i mniej znani prawnicy, a także cieszący się uznaniem (no cóż, w takim świecie żyjemy) publicyści pasowali go na rycerza bez skazy, na jedynego sprawiedliwego w mieście bezprawia i tolerancji dla niegodziwości. Tuleya nim zdążył się obejrzeć, albo raczej nim zdążyła się obejrzeć i zastanowić – wiem, wymagam zbyt wiele – opinia publiczna, został mianowany człowiekiem odważnym. Dlaczego? Bo nie bał się napiętnować zła rządów PiS i idei IV Rzeczypospolitej.
Dziwnym trafem jednak nikt z komentujących, nikt z tych, którzy w pośpiechu hurmem ruszyli wznosić posąg ze spiżu sędziemu, nie zauważył, że czasy IV RP dawno już minęły i że atakowanie tych, którzy dziś są w opozycji, tych, którzy ani realnej, ani choćby symbolicznej władzy nie mają, o żadnej odwadze nie świadczy. Gdyby sędzia Tuleya miast mędrkować o stalinizmie, faktycznie skrytykował korupcję w świecie lekarskim, gdyby powiedział, że walka z nieuczciwością i przywilejami musi być jedną z podstaw państwa prawa i że do walki z tymi patologiami powołane zostało CBA, wtedy właśnie można by mówić o jego męstwie. Wtedy właśnie – idę o zakład – wyparłoby się go własne środowisko, a wielkie media nazwałyby go obrońcą zamordyzmu, człowiekiem bez zasad, kimś, kto ani prawa, ani wartości nie rozumie. Wtedy jednak sędzia stanąłby po stronie słabszych przeciw silniejszym, czyli wykazałby się odwagą.
Takie samo odwrócenie ról nastąpiło podczas debaty na temat związków partnerskich. Po jednej stronie krzykliwe i radykalne mniejszości, bezwzględnie dążące do celu, wspierane przez największe media, które bez skrupułów uruchomiły wielką machinę propagandową, po drugiej grupa posłów, która potrafiła się zbuntować i nie ulec walcowi postępu. Co jest łatwiejsze, pytam, sprzeciwić się projektom zmian i narazić na ataki, szyderstwo, wrogość, a nawet – jak w przypadku Krystyny Pawłowicz – doniesienie do prokuratury, czy radośnie dołączyć do chóru? Kto tu jest odważny? Kto tu jest konformistą? Jarosław Gowin, który od lat broni tych samych zasad, czy Donald Tusk, który jak chorągiewka przechyla się w tę stronę, w którą dmie wiatr, raz za liberała, raz za tradycyjnego katolika, to znowu za wrażliwego lewicowca uchodząc?
Taka jest polityka, można powiedzieć. Dobrze. Ale przynajmniej niech słowa zachowają znaczenie. Tylko tyle.
Paweł Lisicki