Paweł Lisicki
Po przeczytaniu informacji o tym, jak zwolennicy Jacka Protasiewicza próbowali kupować głosy zwolenników Grzegorza Schetyny i tym samym zapewnić europosłowi PO zwycięstwo na Dolnym Śląsku, pomyślałem, że wreszcie widać Platformę w jej kształcie istotnym. Najbardziej rozbawiło mnie stwierdzenie jednego z uczestników afery, posła partii rządzącej, który ni mniej, ni więcej stwierdził, że rozmowa, w której korumpował jednego z działaczy, „to była normalna rozmowa jednego członka
Platformy Obywatelskiej z drugim”.
Od wieków, a ściśle biorąc od 2007 r., kiedy to Rycho i Zbycho dali się przyłapać na do bólu prawdziwym i po bolszewicku szczerym dialogu, pierwszy to taki pokaz autentyczności, jaki zafundowali wyborcom przedstawiciele rządzącego ugrupowania. Dwie frakcje wzięły się w Platformie za bary i nie odpuszczają. Donek chciał wykończyć Grześka, ale Grzesiek się nie dał i Donka, a ściślej jego protegowanego Jacka, za gardło chwycił. Czyli złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma.
Tak jak w porządnej mafijnej rodzinie trudno przewidzieć, kto wygra to starcie, bo każdy tu na każdego ma haka, każdy każdego może zdradzić, nóż w plecy zardzewiały wbić, głowę konia podesłać. Łudził się premier, że Grzegorz osłabł, że dawne siły z niego uszły, że nie ten to ci wojownik co dawniej. Rezygnację z konkurencji przyjął jako ostateczną kapitulację Grzegorza Zabiję Cię Schetyny. Im bardziej dawny oponent publicznie się do niego przymilał, tym większe gromy na siebie ściągał. Aż doszło do wielkiej bitwy narodów na Dolnym Śląsku i ten, którego kiedyś powszechnie się bano, głowę położył. I już był na najlepszej drodze, by tak jak inne cienie podążyć w stan ni to bytu, ni niebytu, krocząc śladem Jana Rokity czy Andrzeja Olechowskiego, gdy nagle strząsnął z siebie pył słabości, niemoc pokonał, do walki przystąpił. Skoro mam zginąć – zawołał – to wszystkich za sobą w otchłań śmierci pociągnę. Polska oniemiała. A ściślej ta część Polski, która do tej pory wierzyła – naprawdę, tacy ludzie istnieją, to nie są Marsjanie – że PO buduje mosty, a co złego jest, od PiS pochodzi.
A tu masz babo placek. Kaczyńskiego ani widu, ani słychu, mimo wszelkich prób nie da się na niego winy zwalić. Ot, jest problem. Nie będzie łatwo skołowanym wyborcom wytłumaczyć, że wybory w PO wygrywa ten, kto więcej głosów kupi, a spółki Skarbu Państwa to synekury dla partyjnych działaczy, którymi handluje się bez skrupułów. Nie tylko na Dolnym Śląsku i nie tylko w KGHM. Partia obywatelska, która wzywa do bojkotu głosowania, partia liberalna, która kupuje i sprzedaje stanowiska w firmach państwowych jak świeże bułeczki. Kto teraz łyknie opowieść o platformerskim profesjonalizmie?
Naprawdę trzeba być wdzięcznym Grzegorzowi Schetynie, że tyle zechciał prawdy odsłonić i nie poległ w milczeniu. •