Stwierdzenie, że Polacy są podzieleni, stało się już dawno dziennikarskim banałem. Tyle, że ten podział, który widzimy w Święto Niepodległości, jest inny niż w medialnym stereotypie.
Święto Niepodległości od kilku lat wpadło już w swoistą rutynę. I jest to rutyna, wbrew histerycznym okrzykom niektórych komentatorów, bardzo upodabniająca nas do tego, jak upływają dni świąt narodowych w Berlinie, Paryżu i innych zachodnich stolicach. Poranek i wczesne przedpołudnie należy do władz i establishmentu jako czas obchodów oficjalnych, składania wieńców, parad i festynów. Potem wychodzą na ulice ci, którzy chcą tego dnia świętować nie z władzą, lecz przeciwko niej, a za nimi ci, którzy przywykli korzystać z wywołanego obchodami zamieszania. Im bliżej wieczora, tym bardziej wojskowe orkiestry ustępują wyciu policyjnych syren, kanonadzie i warkotowi patrolujących ulice helikopterów. (...)