nr 22.: Polska opluta
  • Krzysztof RybińskiAutor:Krzysztof Rybiński

nr 22.: Polska opluta

Dodano:   /  Zmieniono: 
nr 22.: Polska opluta
nr 22.: Polska opluta

Chcę, żeby osoba, która dopuściła taki film do produkcji, a następnie wprowadziła go do obiegu, straciła stanowisko. Chciałbym żeby – właśnie w imię dobrosąsiedzkich stosunków, wzajemnego zrozumienia i pojednania – polski rząd zaangażował się w usunięcie szefa ZDF. Skoro mamy w Niemczech tylu przyjaciół, na czele z kanclerz Angelą Merkel, to chciałbym, żeby do nich dotarło, że pojednanie nie polega na pluciu innym w twarz – pisze we edytorialu do najnowszego wydania „Do Rzeczy” redaktor naczelny, Paweł Lisicki.

W najnowszym „Do Rzeczy” – o emitowanym w TVP niemieckim serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”.

Ponadto w najnowszym wydaniu tygodnika: co zrobi Donald Tusk, aby uratować siebie, swój rząd i partię, dlaczego Monika Jaruzelska nie pasowała Ziemkiewiczowi do wizerunku córki partyjnego dygnitarza, jak profesjonalizuje się ruch ochrony życia, jak minister finansów kugluje długiem publicznym i dlaczego hiszpańska prokuratura ściga Lionela Messiego.

Niemcy serialem „Nasze matki, nasi ojcowie” podszeptują nam, że kiedy się do wszystkiego przyznamy, wtedy nam ulży. Nie chcą już pamiętać, kto podczas wojny był katem, a kto ofiarą. Odpowiedzialnością za zbrodnie chcą się podzielić z innymi – zauważa na łamach „Do Rzeczy” Piotr Semka. I pisze o tym, jakich Polaków zobaczyliśmy w serialu i jaką historię opowiadają dzisiaj Niemcy. ZDF to stacja publiczna i jeśli scenariusz filmu, na który poszły spore pieniądze, nie wywołał – choćby tylko w wątkach polskich – żadnych zastrzeżeń kolejnych dyrektorów, to znaczy, że takie, a nie inne jest postrzeganie Polski w Niemczech. Polska jest wygodnym kozłem ofiarnym na ołtarzu pojednania Niemców z Żydami i Rosjanami. Dodatkowo Niemcy pełnią rolę psychoterapeuty, który radzi Polakom, by „do końca” rozliczyli się z wojennymi grzeszkami. Uwierzcie – podpowiadają Niemcy – gdy człowiek się do wszystkiego przyzna, jest mu lżej na duszy. Co prawda zakłopotany oburzeniem Polaków ZDF szykuje film dokumentalny o okupacyjnej rzeczywistości Polski, ale czy obejrzy go choć jedna setna widzów „Unsere Mutter, unsere Väter” – pyta w „Do Rzeczy” Semka.

Ten film ma rzadko spotykane braki intelektualne i warsztatowe, dotyczące wiedzy o II wojnie światowej i niemieckiej okupacji w Polsce. Widać też ewidentne manipulacje i kłamstwa – ocenia w rozmowie z Piotrem Pałką Piotr Gontarczyk. Jego zdaniem, najbardziej kuriozalna jest scena, w której AK-owcy nie chcą wypuścić z wagonów Żydów jadących na zagładę. Do tego wznoszą jeszcze antysemickie hasła. Czy takie wydarzenie miało miejsce? Nie. A czy mogło się wydarzyć? Wątpię. Co więc to ma wspólnego z historią? A to przecież ważna scena, podwójnie symboliczna. Miała pokazać generalny stosunek AK do Żydów, ale ujawnia też intencje i poziom kwalifikacji autorów – mówi Gontarczyk. Zresztą kłamstw i przeinaczeń jest tam tak wiele, że pewnie wystarczyłoby na kilkadziesiąt stron solidnej naukowej. To wszystko momentami jest dość żenujące – ocenia historyk w „Do Rzeczy”.

Niemiecki film „Nasze matki, nasi ojcowie”, który kilka dni temu wyemitowała Telewizja Polska, jest kolejnym dowodem na to, że w Niemczech na dobre umocniła się narracja historyczna, którą można nazwać narracją „ale”. Czym jest narracja „ale”? Niemcy mówią: „Byliśmy źli, ale inni wcale nie byli lepsi”, „Jesteśmy odpowiedzialni za Holokaust, ale inni z nami współpracowali”, „Zbrodnie wojenne naszych dziadków były potworne, ale to, co robili Polacy, również było okropne” – komentuje Szewach Weiss. I dodaje, że owszem, w Polsce był antysemityzm i byli szmalcownicy. Jednak w niemieckim filmie całkowicie zachwiane są proporcje, zupełnie wypaczony został obraz podziemia, którego jednym z głównych zajęć – jeśli wierzyć niemieckiemu filmowi – miało być polowanie na Żydów. O niemieckiej ucieczce od odpowiedzialności - w pisze Szewach Weiss.

W tym tygodniu w „Do Rzeczy” także o tym, co zrobi Donald Tusk, aby uratować siebie, swój rząd i partię? Notowania spadają. Ostatni sondaż TNS OBOP pokazuje, że rząd Tuska popiera tylko 15 proc. Polaków. To „rekord”, którego nie pobił za swoich czasów Jarosław Kaczyński, bo w najgorszym dla niego okresie poparcie dla jego gabinetu nie spadło poniżej 20 proc. Czy szef rządu ma pomysł na odwrócenie trendu? Jego ostatnia odpowiedź brzmiała niemal jak przyznanie się do bezradności: – Pracuję nad tym - odparł premier na pytanie dziennikarzy. Czy naprawdę pracuje? Informacje są sprzeczne. Niektórzy posłowie PO twierdzą, że słyszeli o przygotowaniach w kancelarii premiera. W ścisłej tajemnicy ma być tam opracowany pomysł na sondażową rekonkwistę. Jednak szczegółów nie znali. Według informacji tygodnika „Do Rzeczy” Tusk nie szuka Wunderwaffe. Wierzy w swój talent wodza, dzięki któremu wygrał już sześć razy. Dlaczego teraz nie miałoby się to udać – tym w najnowszym „Do Rzeczy”.

Na łamach „Do Rzeczy” także niezwykła rozmowa. Z Moniką Jaruzelską, córką generała Wojciecha Jaruzelskiego, rozmawia Rafał A. Ziemkiewicz. Przecież chodziliśmy do tego samego liceum, byliśmy na tym samym roku polonistyki. Co wtedy o mnie myślałeś? – pyta Jaruzelska. - No, z tobą miałem kłopot. Nie pasowałaś mi do Jaruzelskiego. Powinnaś być rozpuszczona, bezczelna, straszyć, że „Czekajcie, zaraz zadzwonię do tatusia i on was wszystkich…” - odpowiada publicysta „Do Rzeczy”. I dodaje, że ten problem wrócił spotęgowany wraz z książką Jaruzelskiej. Nie tylko ty mi nie pasujesz do córki Jaruzelskiego – Jaruzelski mi w tej książce nie pasuje do Jaruzelskiego. Zrozum moją irytację – w całej polskiej współczesnej literaturze ze świecą szukać dobrego ojca, ojciec to zawsze jakaś ostatnia fujara, żałosny nieudacznik, tak jak u Pilcha czy Mentzla, albo wręcz sadysta i oprawca, tak jak u Kuczoka. I bodaj jedyny obraz ojca idealnego, kochającego, odpowiedzialnego gdzie znajduję? We wspomnieniach Moniki Jaruzelskiej – mówi Ziemkiewicz. - A ja twoją książkę, „Zgreda”, która mi się zresztą bardzo podobała, czytałam w tych miejscach, gdzie piszesz o swoim ojcu… no, z szerokim uśmiechem. Przecież ty go też usprawiedliwiasz – odpowiada Jaruzelska. Rozmowa Ziemkiewicza z Moniką Jaruzelską - w nowym „Do Rzeczy”.

Od tej sielankowej atmosfery wywiadu Ziemkiewicza najwyraźniej odcina się Andrzej Horubała, który w tekście "przyzwolenie" - z tekstami Herberta i Herlinga-Grudzińskiego - proponuje inną lekturę ostatnio wydanych książek Urbana, Passenta i Moniki Jaruzelskiej.

W „Do Rzeczy” również o tym, jak zmienia się podejście do ochrony życia. Jeszcze kilka lat temu było oczywiste, także dla tradycyjnych (starych) ruchów obrony życia, a nawet dla niemałej części hierarchów, że istniejący kompromis aborcyjny jest wszystkim, na co można liczyć w Polsce. I że każdy, kto próbuje go naruszać, wywołuje wojnę. O tym, jak trudno było budować kapitał społeczny na hasłach pro-life, przekonali się boleśnie posłowie Ligi Polskich Rodzin i Marek Jurek. Od tego czasu wiele się zmieniło. Proliferzy nabrali wigoru – organizowane przez nich akcje przyciągają tłumy, a antyaborcyjne eventy są niezwykle profesjonalne. W kolejnych miastach organizowane są wystawy „Wybierz życie”, w wakacje na rowerach czy paralotniach w intencji obrony życia pielgrzymują młodzi i starsi Polacy, a na spotkaniach ze zwolennikami aborcji coraz częściej pojawiają się proliferzy, którzy mocnymi argumentami, a często osobistym świadectwem, rozniosą w pył argumenty Joanny Senyszyn czy Wandy Nowickiej. Tomasz Terlikowski o „Bożych wariatach pro-life” – w najnowszym „Do Rzeczy”.

A Krzysztof Rybiński pisze o błyskawicznie rosnącym długu publicznym. Gdy minister Sami Wiecie Który obejmował swój urząd, dług publiczny wynosił nieco ponad 500 mld zł. Gdyby nie kreatywne budżetowanie owego ministra, usankcjonowane przez rządzącą większość sejmową, wysokość długu publicznego na koniec drugiej kadencji przekroczyłaby bilion złotych. Powtórzę, pierwsze 500 mld zł długu powstało w ciągu 17 lat transformacji, a kolejne w ciągu zaledwie ośmiu lat. To tempo zadłużania Polski jest zbliżone do tego z czasów Gierka. „Fiskalny Macchiavelli” – w najnowszym „Do Rzeczy”.

A skoro przy fiskusie jesteśmy, to w „Do Rzeczy” również o… Lionelu Messim. Geniusz z Barcelony nie zapłacił hiszpańskiemu fiskusowi ponad 4 mln euro zaległych podatków. Ściga go prokuratura (niełatwo będzie jej dogonić Argentyńczyka), a gazety na Półwyspie Iberyjskim bodaj po raz pierwszy drukują sążniste teksty nie o cudownych golach Messiego, nie o wspaniałych podaniach Messiego, nie o kontuzjach Messiego, nie o nowo narodzonym dziecku Messiego, lecz o jego oszustwach. Czy jeszcze kilka lat temu ktoś mógł się spodziewać, że jeden z dzienników zatytułuje swój tekst o najlepszym piłkarzu świata: „Multa o cárcel” („Grzywna czy więzienie”)?

 

Najnowsze wydanie tygodnika „Do Rzeczy” w kioskach od poniedziałku, 24 czerwca. E-wydanie tygodnika – już w niedzielę u dystrybutorów prasy elektronicznej (www.e-kiosk.pl, www.egazety.pl www.nexto.pl, AppleStore oraz w GooglePlay

Czytaj także