W komunikacie Ministerstwa Spraw Zagranicznych czytamy także: „Naszym wspólnym (Ukrainy i Polski – red.) interesem jest spokojne i kompleksowe uregulowanie tej sprawy w sferze prawa, aby nie powtórzyły się więcej działania podobnego rodzaju. Zwrócimy się do strony polskiej o oficjalne wyjaśnienie i uzgodnimy dalsze kroki w sprawie legalizacji wszystkich miejsc pochówku zarówno na terenie Polski, jak i polskich pochówków na terenie Ukrainy, celem zabezpieczenia należnej im opieki na poziomie państwowym, zgodnie z umową dwustronną dotyczącą zachowania miejsc pamięci, zawartą w 1994 roku”. Resort zapowiada polsko-ukraińskie konsultacje w Warszawie na temat uregulowania sprawy upamiętnień.
Całą sprawę na łamach portalu „Europejska Prawda” komentuje Jurij Panczenko, w artykule pt. „Dyplomacja cmentarzy. Dlaczego Kijów powinien w szczególny sposób reagować na wydarzenia w Hruszowicach?”. „Wydawałoby się, że po serii prowokacji na ukraińsko-polskim pograniczu gorzej być już nie może. Jednak wydarzenia w polskiej wsi Hruszowice w jawny sposób wyróżniają się na tle poprzednich, i dlatego wymagają całkowicie innej reakcji Ukrainy” – twierdzi dziennikarz. Przypomina, że dokonany przez „polskich nacjonalistów” demontaż pomnika UPA „to nie pierwszy atak na ukraińskie miejsca pamięci w regionie”. Ten sam pomnik w Hruszowicach nie raz był niszczony przez nieznanych sprawców. „I w tym właśnie tkwi kluczowa różnica między tymi wydarzeniami” – pisze Panczenko. – „Do tej pory ukraińskie pochówki były niszczone przez anonimowych wandali. Przynajmniej tak to oficjalnie przedstawiała strona polska. To, że polskie władze, szczególnie przez ostatnie lata, traktowały tego typu sytuacje z pobłażaniem, to żadna tajemnica. Jednak oficjalnie nie stawała po stronie wandali”. „Stawaniem po stronie wandali” ukraiński dziennikarz nazywa fakt, że pomnik został zdemontowany w obecności wójta gminy Stubno. Zdaniem Panczenki to początek nowego etapu „walki z ukraińskimi upamiętnieniami w Polsce. Walki, która teraz jest prowadzona oficjalnie, na poziomie państwowym”. Dziennikarz nazywa pomnik „monumentem nagrobnym”, mimo że, choć wybudowany na terenie cmentarza, to jednak stanął akurat w miejscu, w którym nie znajdował się żaden pochówek.
Treść umieszczonego na upamiętnieniu napisu („Bohaterom UPA. Chwała bojownikom za wolną Ukrainę”) także odsyła do symboliki raczej pomnikowej niż nagrobnej. Panczenko przyznaje, że jedynym argumentem strony polskiej za likwidacją monumentu może być właśnie fakt, iż nie odnaleziono w tym miejscu szczątków ludzkich, a tym samym nie jest to obiekt chroniony przez dwustronną ugodę dotyczącą miejsc pochówku właśnie. „Jednak w ten sam sposób można poddać pod wątpliwość większość pochówków z czasów II wojny światowej” – argumentuje. Dziennikarz krytykuje też władze w Kijowie za brak odpowiedniej reakcji na tego typu wydarzenia. „Należy obowiązkowo wymagać ukarania sprawców tego czynu, bo niszczenie pochówków jest przestępstwem w myśl polskiego prawa” – pisze Panczenko.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.