W zeszłym tygodniu pojawiły się pierwsze wzmianki o wadliwości maseczek zakupionych przez polski rząd, o których pisała m.in. „Gazeta Wyborcza”. Zakupiony sprzęt z Chin przyleciał do nas największym samolotem świata i przywiózł 80 mln ton potrzebnych akcesoriów ochronnych.
W rozmowie z DoRzeczy.pl rzecznik Ministerstwa Zdrowia odniósł się do tego, w jaki sposób polski rząd weryfikuje jakość zakupionych rzeczy od Chińczyków. – Sprowadzany do Polski sprzęt jest weryfikowany w oparciu o te same, obowiązujące od lat procedury. To producent wskazuje wszelkie niezbędne certyfikaty sprzętu i przekazuje kupującemu i są one udostępniane m.in. służbom celnym – mówi portalowi DoRzeczy.pl rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz.
Andrusiewicz wyjawił także, co powinno się stać, gdy np. maseczki nie spełniają odpowiednich standardów ochronnych. – Jeżeli zgłaszana jest jakakolwiek wątpliwość, co do jakości sprzętu i spełnianych standardów, to URPL jest władny i może wycofać taki produkt z rynku. Ministerstwo poprosiło KGHM o udostępnienie posiadanych certyfikatów. Na chwile obecną żadna z placówek służby zdrowia, która odebrała sprzęt z ARM nie zgłosiła jego wadliwości. Ministerstwo Zdrowia jednak dla pełnego bezpieczeństwa zleciło badanie sprzętu Centralnemu Instytutowi Ochrony Pracy – podsumował rzecznik.
Czytaj też:
"GW" atakuje: Maseczki sprowadzone z Chin nadają się na śmietnik. Mocna odpowiedź
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.