Dziennikarka podkreśliła fakt, że po białoruskiej stronie granicy tak blisko terytorium Polski nie może przebywać nikt przypadkowy. – Przecież to jest białoruska strefa nadgraniczna. To nie jest, jak w Polsce, że można sobie siedzieć na samej granicy. Żeby przebywać w strefie nadgranicznej na Białorusi - i to od zawsze tak było - trzeba mieć specjalną przepustkę – tłumaczyła.
Romaszewska-Guzy zwróciła przywołała sytuację, gdy sama miała kłopoty po naruszeniu tej zastrzeżonej strefy. – Na przykład ja, jako dziennikarz, nie mogłam wjechać do strefy nadgranicznej. Akurat strefa nadgraniczna między Białorusią a Litwą to miejsce, gdzie mieszka wielu Polaków - miałam tam między innymi robić reportaże. Pamiętam doskonale, jak był problem, że patrol usiłował nas tam złapać– wspominała.
Zdaniem dyrektor Biełsatu wszelkie sugestie, że białoruski aparat państwa nic nie może poradzić na koczujących na ich terytorium migrantów są absurdalne. – To po prostu jest coś tak absurdalnego, że każdy Białorusin się szczerze śmieje, jak to słyszy. Wystarczy, że ekipa telewizyjna tam wjedzie, to jest od razu wywożona za uszy, a jeszcze jak się tam dobrze narazisz, to jesteś od razu deportowany, więc tu nie ma mowy o żadnym siedzeniu na granicy, z którym biedne służby łukaszenkowskie nic nie mogą zrobić – stwierdziła.
Turystyka migracyjna
Agnieszka Romaszewska-Guzy nie ma watpliwości, że państwo białoruskie jest zaangażowane w transport migrantów na swoje terytorium. – To było oczywiste od czasu, kiedy się zaczęła cała historia na granicy z Litwą, że ci ludzie są dowożeni, że trwa cała turystyka migracyjna, że oni sprowadzają tych nieszczęsnych ludzi, głównie zdaje się z Turcji i z Iraku, a przynajmniej tak było wtedy. Może jeszcze skądś. Wątpię, żeby sprowadzano ich z Afganistanu, bo raczej byłoby to trudne do zrobienia, ponieważ talibowie kontrolują większość przejść granicznych – powiedziała.
W jej ocenie obecnie mamy do czynienia z wysokim ryzykiem obrócenia się przygranicznej sytuacji w konflikt. Oceniła, że jesteśmy od niego "o włos". – Dlatego zirytował mnie poseł, który mówił, że właściwie po co tam ci żołnierze z długą bronią na tej granicy, "co to myślą, że Białorusini będą do nas strzelać? Czy oni chcą strzelać do uchodźców?”. To jest po prostu jakieś kompletne nieporozumienie, bo w oczywisty sposób nie tak daleko stamtąd mamy taką granicę, gdzie strzelano do żołnierzy ukraińskich. Nawet strzelają do tej pory. Także to nie jest jakiś szczególnie dziwny pomysł, żeby tam byli żołnierze z bronią – dodała.
Agnieszka Romaszewska-Guzy przypomniała również o zbliżających się rosyjsko-białoruskich ćwiczeniach "Zapad". Według niej obecnie nie jest przygotowywany otwarty konflikt, ale z pewnością mamy do czynienia z sondowaniem słabości naszego kraju.
Czytaj też:
"Nie możemy zaakceptować". KE zabiera głos ws. kryzysu na polskiej granicyCzytaj też:
Budka: Ten kryzys jest na rękę KaczyńskiemuCzytaj też:
Białoruś wymienia imigrantów. Nowe informacje ws. sytuacji na granicy