Zarzuca się PiS, że chce przeprowadzić te zmiany pod siebie. PiS wygrywa zwykle w gminach ościennych, a przegrywa w samej Warszawie. Po połączeniu szanse PiS, choćby w wyborach prezydenta miasta, rosną.
Ta krytyka, zwłaszcza formułowana przez Platformę, która od lat mówi o potrzebie budowania metropolii, jest dosyć zabawna. Każde nasze działanie bez względu na to, czy jest słuszne i potrzebne czy nie, spotka się z krytyką i zarzutami, że mamy jak najgorsze intencje. Czy z tego względu mamy zaprzestać realizacji pomysłów, które uznajemy za konieczne z punktu widzenia samorządu i rozwoju kraju? Ten sam zarzut – że chodzi przede wszystkim o interes polityczny – pojawia się przy okazji pomysłu ograniczenia kadencyjności wójtom, burmistrzom i prezydentom miast. To jest sprawa omawiana w Polsce, nie tylko w naszej partii, od przeszło 10 lat. My w końcu na to się zdecydowaliśmy, bo doszliśmy do wniosku, że patologizacja sporej części samorządów zaszła tak daleko, iż trzeba to w końcu przeciąć. I w ten sposób to przecinamy. Warto, żebyśmy zdali sobie sprawę, że są wciąż w Polsce gminy, w których do dziś rządzą ci sami ludzie, którzy w 1973 r., będąc młodymi działaczami partii, zostawali naczelnikami tych gmin. To nie jest normalne.
Dlaczego się upieracie, by wprowadzić te zmiany już od najbliższych wyborów, tak by kandydować nie mogli ci, którzy dziś sprawują władzę drugą kadencję?
Ponieważ nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy powstrzymywać w tej chwili w Polsce proces przemian, oczyszczania państwa, reorganizacji, doprowadzenia do tego, że definicja o Polsce jako „kupie kamieni” przestanie być aktualna i odpowiadać rzeczywistości. Polskę trzeba radykalnie przebudować i konstrukcja ustroju posttotalitarnego musi być ostatecznie odrzucona. Chociaż, oczywiście, projekt zapewne będzie oceniał Trybunał Konstytucyjny i jego opinia będzie decydująca. (...)
Szykuje się zatem kolejny ostry konflikt na linii PiS – opozycja? Nikt samorządów tak łatwo nie odpuści.
Dramat naszego systemu politycznego w 2017 r. wynika z tego, że my nie mamy normalnej opozycji. Opozycja totalna to nie jest opozycja, która odgrywa rolę kontrolno-korekcyjną. To jest taka opozycja, która pełni funkcję wyłącznie destrukcyjną,i w tej sytuacji mam poczucie, że będąc poza rządem, sam powinienem być opozycją, elementem kontrolno-krytycznym. Gdyby była inna opozycja, zwalniałaby mnie z tego obowiązku. Jednocześnie nie możemy się ciągle przejmować tym, co ta opozycja opowiada, bo to są w ogromnej części rzeczy oderwane od rzeczywistości i niekiedy absurdalne z punktu widzenia tego, co się działo w ciągu ostatnich 10 lat. Ostatnio usłyszałem, jak Rafał Trzaskowski wytykał któremuś z naszych posłów,że to jest śmieszne, iż ciągle odwołujemy się do tego, co działo się za ich rządów. Szkoda, że sam zapomniał, iż Platforma w ciągu swoich ośmiu lat ciągle odwoływała się do naszych dwóch lat rządów.
Cały wywiad opublikowano w 6/2017 wydaniu tygodnika „Do Rzeczy”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.