KORWiN i Wolnościowcy. Czy wystarczy miejsca?
  • Grzegorz GrzymowiczAutor:Grzegorz Grzymowicz

KORWiN i Wolnościowcy. Czy wystarczy miejsca?

Dodano: 
Prezes KORWiN Sławomir Mentzen i prezes Wolnościowców Artur Dziambor, Konfederacja
Prezes KORWiN Sławomir Mentzen i prezes Wolnościowców Artur Dziambor, Konfederacja Źródło: PAP / Leszek Szymański, Tytus Żmijewski, Tomasz Gzell. Graf: Agnieszka Radzik
KORWiN i Wolnościowcy toczą spór o jedynki na listach wyborczych. Sławomir Mentzen zapowiedział prawybory. Co zrobi Rada Liderów Konfederacji?

O ile wyjście Liroya, Jakubiaka i Godek nie stanowiło dla projektu większej straty, to z posłami Wolnościowców sprawa wygląda diametralnie inaczej. Uszczuplenie potencjału i uszczerbek wizerunkowy byłyby tu ewidentne. Z drugiej strony, uruchomiona została narracja, że z powodu sporu o jedynki na listach wyborczych, to nowy prezes KORWiN Sławomir Mentzen wyprowadzi partię z Konfederacji, a nawet, że celowo gra na jej rozbicie. Uważam, że jest dokładnie odwrotnie.

KORWiN Mentzena

Dlaczego? Warto najpierw przypomnieć, bo chyba zaczęło to trochę umykać, że bazą projektu Konfederacji są dysponujące strukturami, doświadczeniem oraz zapleczem KORWiN i Ruch Narodowy. Żadne inne środowisko, które współtworzyło, współtworzy lub będzie w przyszłości częścią tego sojuszu, nie jest w stanie uzyskać szybko równorzędnej pozycji. Przynajmniej nie bez konfrontacji prowadzącej do fiaska projektu i wykreowania czegoś nowego na zgliszczach Konfederacji. Doskonale rozumie to Grzegorz Braun. Dopóki formacja budowana przez 30 lat przez Korwin-Mikkego (pod jakąkolwiek nazwą) i Ruch Narodowy będą razem, to będzie Konfederacja. Z Wolnościowcami, czy bez nich.

Dotychczasowa droga Mentzena wskazuje właśnie na pragmatyzm, umiarkowanie i strategię długofalową, nie na krótkoterminowe zyski i doraźną korzyść. Jak każdego przedsiębiorcę, który odniósł na rynku sukces, cechuje go nastawienie na osiągnięcie wyników i realizację celów. Oznacza to m.in. skupienie się nie na problemach, tylko na rozwiązaniach. Jak próba przełożenia umiejętności i doświadczeń z biznesu – co zapowiedział – przełoży się na rozmaite aspekty polityki, w tym działalności partyjnej, to się okaże, ale jedno jest moim zdaniem pewne. Jako że Konfederacja rozwiązała zasadniczy problem syndromu "straconego głosu", to scenariusz destrukcji dokonanej przez władze KORWiN lub Ruchu Narodowego należy moim zdaniem uznać za skrajnie mało prawdopodobny.

Wolnościowcy na jedynkach?

Na rozbicie Konfederacji z całą pewnością nie grają także Wolnościowcy. Rozłam nastąpił w KORWiN. Uważam, że wszyscy posłowie powinni zachować swoje jedynki, ale nawet jeśli je stracą, lepiej byłoby pozostać w Konfederacji, bo jest to formacja zaprojektowana na długą drogę. Moim zdaniem Dziambor, Kulesza i Sośnierz popełnili duży błąd, opuszczając KORWiN i korzystny dla nich finał jest teraz bardzo wątpliwy. Trzeba jednak przyznać, że mają swoje argumenty, a sytuacja nie jest jednoznaczna.

O co jest spór, szersza publika dowiedziała się z … wpisów na Facebooku. Ponad rok temu Rada Liderów Konfederacji podjęła uchwałę, w której władze KORWiN, Ruchu Narodowego i Korony ustaliły jedynki na listy do wyborów parlamentarnych. Zostały wskazane konkretne nazwiska, obok napisano, z której są partii. Wśród wybranych do 20 przypadających partii KORWiN okręgów znaleźli się m.in. posłowie Dziambor, Sośnierz i Kulesza. Pod dokumentem podpisał się ówczesny prezes partii KORWiN i członek Rady Liderów Janusz Korwin-Mikke. Takiego sposobu układania list wyborczych nie poparł natomiast Sławomir Mentzen, również członek RL. Dlatego na uchwale nie ma jego podpisu. W marcu Dziambor, Kulesza i Sośnierz wyszli z partii i założyli Wolnościowców. Mentzen uznał, że tym samym stracili oni prawo do swoich jedynek i chce przeprowadzić prawybory w ramach środowisk wolnościowych we wszystkich okręgach, które przypadły KORWiN. Wolnościowcy mówią, że w żadnych prawyborach udziału nie wezmą, a Mentzen, że one i tak się odbędą (w styczniu). A w Radzie Liderów partia KORWiN poprze na jedynki zwycięzców.

Dwie partie, jeden program

Jak to zwykle w demokracji parlamentarnej bywa, chodzi zatem o miejsca biorące na listach, nie o programy i poglądy. Przyznały to zresztą obie strony. W tym zakresie zwaśnione formacje nie różnią się niczym. Pomijam tu wyszukane naprędce sprawy twittów JKM i różnicy w podejściu do demokracji. Wyborcy Konfederacji głosują na tę koalicję, bo chcą poszanowania wolności, zakończenia socjalizmu i radykalnego zmniejszenia wpływu polityków na życie obywateli, a guzik ich obchodzą rozkminy o typach demokracji.

Tak korwiniści, jak i frakcja trzech posłów, wszyscy są libertarianami bądź liberałami we właściwym tego słowa znaczeniu, czyli uznającymi wolność jednostki do działania bez zbędnej ingerencji władzy i wszystkich cechujących państwo opiekuńcze inżynierii społecznych. Partie składowe Zjednoczonej Prawicy, Koalicji Obywatelskiej, czy Lewicy odwrotnie – choć jako podstawową zasadę konstytuującą państwo polskie przyjmują masowe rozdawnictwo, to różnią się od siebie w zakresie docelowej skali takiego modelu gospodarczego. W dodatku walka klasowa zaostrza się w takim tempie, że często sami gubią się w mądrości etapu. Dla przykładu lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz wychwalając w niedawnym wywiadzie kolejne programy socjalne – najwyraźniej w chwili zapomnienia – przebąkiwał, żeby tym przedsiębiorcom może trochę poluzować, ale chwilę później doprowadził się do porządku i stwierdził, że "działanie państwa musi obejmować wszystkie segmenty".

Pomiędzy KORWiN a Wolnościowcami nie ma tego typu rozterek. W optyce liberałów rząd nie tworzy rozbuchanego systemu obciążeń fiskalnych, biurokracji, kontroli, regulacji, i redystrybucji wszechwładnego państwa, tylko koncentruje się na zapewnieniu bezpieczeństwa w kontekście zagrożeń wewnętrznych i zewnętrznych. Przyjmują oni, że zarówno na gruncie ekonomii, jak i historii można stwierdzić, że socjalizm nigdy nie zadziała. Uznają, że podatki powinny być niskie i proste, a najważniejszym zadaniem państwa w odniesieniu do gospodarki jest skuteczna ochrona wolności gospodarczej poprzez stanowienie dobrego, łagodnego prawa i egzekwowanie przepisów. W przeciwieństwie do formacji socjalistycznych dostrzegają, że niekorzystne warunki dla przedsiębiorców, to automatycznie pogorszenie sytuacji pracowników. Nie podzielają wiary w rozwiązywanie problemów nieograniczonymi wydatkami państwowymi finansowanymi z długu, czyli finalnie z kieszeni podatnika, który w wielu przypadkach nawet o tym nie wie, bo kasta polityczno-urzędnicza wmawiała mu latami, że dostaje „za darmo”. Obecnie poczucie rzeczywistości zaczyna powoli dochodzić do głosu, w związku z czym zaktualizowana nowomowa na odbieranie Jaśnie Oświeconym Suwerenom zarobionych pieniędzy i oddawanie później niektórym ich części, przyjmuje raczej sformułowanie "wsparcie". "RZĄD WESPRZE". Złośliwi powiadają, że ciężko już znaleźć grupę społeczną, której "nie wspierałby" premier Morawiecki.

Z tego punktu widzenia, a także mając na uwadze casus UPR i KNP, nie powinno dziwić, że środowiska wolnościowców i narodowców z obawą patrzą na poważną roszadę w ramach jednego ze skrzydeł Konfederacji. Bo powtarza się w Polsce sytuacja niepotrzebnego mnożenia partii liberalizmu ekonomicznego, która potencjalnie może doprowadzić do powrotu koszmaru z przeszłości, czyli wystawienia kilku list wyborczych prawicy, z których żadna nie przekroczy progu wyborczego.

Prawybory?

A formuła Konfederacji powstała m.in. właśnie po to, żeby całe środowisko – od libertarian do tradycjonalistów, nie musiało dzielić głosów na kilka partii. Rozłamów zarówno w prawicy narodowej, jak i konserwatywno-liberalnej było już tak wiele i były tak dotkliwe w skutki, że postanowiono wreszcie temu zapobiec. Konfederacja spowodowała ponowną mobilizację zniechęconych kolejnymi konfliktami "dołów", otrzymała dodatkowo pewien kredyt zaufania i jak mówiono w 2019 r. po wejściu do Sejmu, "wylądowała w Normandii".

W momencie zawiązania Konfederacji dodatkowo wzrosło wymaganie środowisk narodowych i wolnościowych, by kierownictwo tego przedsięwzięcia nie dopuściło do zagrożenia podzielenia głosów w wyborach. Bez zaskoczenia przeczytałem grubo ponad tysiąc komentarzy pod słynnymi wpisami Dobromira Sośnierza i Wolnościowców na Facebooku. Oczekiwania są naturalnie jednoznaczne – żeby liderzy wypracowali porozumienie. Może oprócz apeli o "niewywlekanie", najczęściej pada słowo "dogadać się".

Nie wiem, kto ma rację w bieżącym sporze. Bez względu na to, czy więcej ma jej KORWiN, czy Wolnościowcy, jako zdrajca zostanie odebrany ten, kto sprawi, że powstanie prawicowa lista, która będzie konkurować o głosy z listą Konfederacji. Wydaje się, że jeżeli konflikt nie zostanie zażegnany i Wolnościowcy opuszczą Konfederację, to popadną w niebyt, tak samo, jak UPR i KNP. Wiadomo przecież, że nie pójdą do innej większej struktury politycznej, bo innej niesocjalistycznej struktury po prostu w Polsce nie ma.

Była taka poseł Kukiz’15, która potem została wiceprezesem UPR, po czym 1,5 roku później wystartowała w wyborach do Sejmu z list PiS. Czyli partii o programie i działaniach będących przeciwieństwem tego, co głosi UPR (o ile nie zaszły tam jakieś radyklane zmiany). Ciężko wyobrazić sobie np. Artura Dziambora przechodzącego dajmy na to do… nie no, ciężko sobie wyobrazić. To zupełnie inna mentalność. "Dla nas wszystkich – ludzi, którzy mają jakiekolwiek idee w sercu – jest symbolem najniższej kategorii prymitywnego karierowicza, który sprzedał wszystko i wszystkich tylko za to, żeby mieć odpowiednie stanowisko i drobny dodatek do pensji" – tłumaczył Artur Dziambor po tym, jak jeden z byłych posłów opuścił Ruch Narodowy, jak się okazało, na rzecz PiS-u. Otóż "nigdy nie mów nigdy", ale wydaje się, że na obecnym etapie wolnościowcy i narodowcy nie mają już w swoich przednich szeregach sezonowców gotowych porzucić idee, w które wierzą dla państwowych synekur. Dlatego klub Konfederacji jest jedynym w Sejmie, który przez całą kadencję utrzymuje ten sam skład, w którym ją rozpoczął.

W sprawie list głównym punktem sporym jest chyba okręg Jakuba Kuleszy – Lublin. W książce "Polska według konfederatów" Michała Murgrabii Kulesza powiedział, że w kategoriach politycznych jego największym dotychczasowym sukcesem jest Konfederacja. Przewodniczący koła Konfederacji mocno działał w tym zakresie, inicjował rozmowy z RN. Sławomir Mentzen mówi, że chce najlepszych ludzi na jedynkach i temu służyć ma procedura prawyborcza. Wydaje się jednak mało prawdopodobne, żeby w wyborach organizowanych jak rozumiem przez partię KORWiN, trzej posłowie Wolnościowców mimo swojej ogólnej rozpoznawalności mieli wywalczyć jedynki, skoro zdecydowana większość głosujących będzie członkami partii KORWiN. Bo jak pisałem na początku, to KORWiN ma struktury.

W "Rozmowie niekontrolowanej" na kanale YouTube Łukasza Warzechy Mentzen słusznie zauważył, że konflikt w Konfederacji nie różni się od przepychanek o miejsca na listach we wszystkich innych partiach systemu demokratycznego, przyznając jednocześnie, że nietypowe jest pojawianie się wpisów na ten temat na Facebooku. Oczywiście wypłynęła, bo widocznie panowie porozumienia nie osiągnęli. Zaczęło się od niezbyt wysublimowanego wpisu na profilu Wolnościowców. Potem, już po kongresie KORWiN, na którym Mentzen zapowiedział prawybory, oliwy do ognia dodał post Sośnierza, w którym użył on kuriozalnego sformułowania "skrzydło Russia Today" wobec części partii KORWiN. Z drugiej strony pada natomiast złośliwe określenie "Partia Wyspy Węży" (nawiązanie do słynnego fake’a z wojny rosyjsko-ukraińskiej). Wszystko to robi fatalny efekt pijarowy i stanowi nie lada pożywkę dla licznych mediów, które, choć nigdy nie znajdują miejsca na informowanie o merytorycznych działaniach Konfederacji, to kiedy tylko ma kłopoty, nagle przypominają sobie o obecności w Sejmie piątego ugrupowania.

Wracając do list wyborczych, Wolnościowcy argumentują, że nie zrzekli się swoich miejsc i nowy prezes KORWiN nie może tego zmienić. Dziambor tłumaczył swoje stanowisko na antenie "Poranka" Siódma 9 w rozmowie z Karolem Gacem. – My mamy w Konfederacji bardzo proste ustalenia. Te ustalenia zostały poczynione już co najmniej z rok temu i one mówią o tym, kto, w którym okręgu jest liderem z nazwiska. Po to właśnie, żeby nie było tego typu ‘wojenek’, które dzieją się we wszystkich innych partiach. (…) My sobie to z góry ustaliliśmy. (…) Dzisiaj niestety przychodzi nam bronić tych ustaleń – powiedział poseł.

Mentzen wskazuje, że z wielu powodów od początku był głęboko przeciwny "betonowani" list na kilka lat przed wyborami. Po pierwsze, w momencie pojawienia się nowych silnych nazwisk nie byłoby możliwości zaoferowania im jedynek. Po drugie, Wolnościowcy jednostronnie uznali po zmianie barw partyjnych, że zachowują prawo do jedynek, podczas gdy nie zgadza się z tym partia KORWiN, przypominając, że ustalenia były prowadzone między trzema partiami. Skoro posłowie wyszli z KORWiN, to sytuacja uległa daleko idącej zmianie. Stąd – mówi Mentzen – kompromisowa propozycja prawyborów.

Co zrobi Rada Liderów?

Co będzie dalej? Ostateczną decyzję o kształcie list wyborczych podejmuje Rada Liderów Konfederacji. Jest w niej 12 członków: czterech z RN, czterech z KORWiN, dwóch z Korony i dwóch Wolnościowców. Wszystko wskazuje na to, że prawybory się odbędą, a Wolnościowcy nie wezmą w nich udziału. Rada ma wtedy trzy opcje: zignorować prawybory, uznać je, albo spróbować wymusić na obu stronach rozwiązanie kompromisowe.

Jeżeli nie zostanie wypracowane zadowalające wszystkich rozstrzygnięcie, to albo jedna ze stron poskromi osobiste ambicje i ustąpi, albo jeśli "pójdą na wojnę", to wygra silniejszy, czyli KORWiN. Obie strony mogą zagrozić wyjściem z koalicji. Z powodów, o których była mowa na początku, Rada Liderów nie dopuści do secesji partii KORWiN. Mentzen o tym wie, dlatego powiedział, że jest przekonany, że Rada podejmie mądrą decyzję. I kalkulacja to prawidłowa, bo jeżeli Konfederacja i KORWiN miałyby wystartować oddzielnie, to obie nie wejdą do Sejmu, stracą elektorat i skończą jako pośmiewisko. Jeśli natomiast oddzielnie wystartuje Konfederacja i Wolnościowcy, to pierwsi prawdopodobnie spokojnie przekroczą próg, a drudzy zanotują śladowe poparcie, o ile w ogóle zbiorą podpisy, żeby wystartować.

Chodzą plotki, że partię polityczną będzie zakładał Robert Bąkiewicz, być może z udziałem byłych kukistów czy UPR-owców. Miałby odebrać trochę głosów Konfederacji i Solidarnej Polsce, gdyby musiała startować samodzielnie. Niekoniecznie w wystawienie partii Bąkiewicza wierzę, bo taka lista mogłaby również zaszkodzić PiS-owi, ale kto wie. Gdyby okazało się to prawdą, nie wyobrażam sobie wprawdzie nawet wyautowanych z Konfederacji Dziambora, Sośnierza i Kuleszy na takiej liście, ale nie takie cuda widziała demokracja parlamentarna.

W każdym razie kierownictwo Konfederacji powinno się poważnie zastanowić, czy stać ich na utratę trzech lokomotyw wyborczych. Najlepszym z punktu widzenia Konfederacji rozwiązaniem byłby powrót Wolnościowców do KORWiN. To oczywiście mało prawdopodobne, więc optymalnym wydaje się, żeby Mentzen, bo w praktyce to on ma sprawczość, i frakcja Dziambora dogadały się tak, żeby ostatecznie trzej muszkieterowie pozostali w Konfederacji.

Nowa (wielka) nadzieja?

Na koniec fragment wpisu Sławomira Mentzena z 2019 roku, w którym tłumaczył, dlaczego nie dołączy do którejś z wielkich partii i wyrażał podstawową różnicę w mentalności pomiędzy politykami tworzącymi Konfederację, a tymi, którzy dali sobie spokój z wolnościowymi ideami i weszli do dużych ugrupowań dających perspektywę symbiozy z systemem.

"Spójrzmy teraz, kto firmuje ten szkodliwy projekt (chodziło o zniesienie limitu 30-krotności składek ZUS - GG). Poseł Marcin Horała z Gdyni, członek Kolibra, były działacz UPR. Podobno do dzisiaj rozumie, jak działa gospodarka i prywatnie ma poglądy wolnorynkowe. Podjął jednak już jakiś czas temu decyzję, że chce robić karierę w polityce. Dlatego zapisał się do PiS. Został radnym miejskim, po jakimś czasie posłem, pewnie w przyszłości będzie ministrem (jest obecnie wiceministrem – GG), ponieważ należy do nielicznego grona posłów PiS, którzy są jednocześnie zdolni i pracowici. Szykuje się nam wielka kariera. Ponieważ jednak w życiu nie ma nic za darmo, trzeba po drodze trochę pocierpieć, by zasłużyć na zaufanie w kierownictwie partii. Na przykład popierać projekt gnębienia klasy średniej przez likwidację 30-krotności".

"(…) Co ciekawe, kolegą Horały z gdyńskiego UPR jest Artur Dziambor. Znają się od lat, kiedyś razem działali na rzecz wolności, własności i sprawiedliwości. Artur postanowił nie robić kariery za wszelką cenę, pozostał wierny swoim poglądom. Przez te wszystkie lata, gdy Horała piął się w partyjnej hierarchii w PiS, Dziambor twardo trzymał się pryncypiów. Dzisiaj obaj są w Sejmie. Jeden przedstawia sobą wszystko to, z czym sam chciał walczyć 15 lat temu, drugi swojego zdania nie zmienił i dalej może śmiało przeglądać się w lustrze. Mam wielką nadzieję, że za 10 lat to Artur Dziambor będzie miał wpływ na stanowione w Polsce prawo a Horała znajdzie się z kolegami z PiS tam, gdzie Artur był przez ostatnie 15 lat".

Czytaj też:
Mentzen wskazał swój nadrzędny cel w polityce
Czytaj też:
Polska przed zawałem. Rozmowa z Arturem Dziamborem o stanie gospodarki

Czytaj także