Po ostrzelaniu przez Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej obozu Grupy Wagnera, Jewgienij Prigożyn wszczął w piątek bunt i ogłosił "marsz na Moskwę", po czym następnego dnia wydał rozkaz do odwrotu, uzasadniając swoją decyzję koniecznością niedopuszczenia do "przelania rosyjskiej krwi". Do ugody miał się przyczynić dyktator Białorusi Aleksandr Łukaszenka, który działając w porozumieniu z prezydentem Rosji Władimirem Putinem, przedstawił propozycję deeskalacji napięcia i opcję gwarancji dla oddziałów wagnerowców.
Do chwili rozkazu o powrocie do baz najemnicy bez przeszkód zbliżyli się do rosyjskiej stolicy na dystans około 200 kilometrów, nie napotykając większego oporu ze strony regularnej armii i sił bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Liczebność sił, którymi dysponował Prigożyn, szacuje się na 25 tys. osób. Kolumny zmierzające do Moskwy liczyły jednak maksymalnie 4 tys. bojowników. W czasie buntu wagnerowcy zestrzelili kilka samolotów armii rosyjskiej i zabili kilkunastu żołnierzy wojsk Rosji. Ostatecznie doszło do porozumienia, a Prigożyn udał się na Białoruś.
Bunt Prigożyna? Lisicki i Cejrowski komentują
Działania Prigożyna i Grupy Wagnera są jednym z tematów najnowszego odcinka programu "Antysystem". – Do końca nie wiem, jak opisać to zdarzenie. Jak o tym usłyszałem, to pomyślałem, że zaczyna się coś w rodzaju ostrej fazy sporu między władzami. Im więcej czasu upływało, tym wyglądało to coraz bardziej zastanawiająco. Prigożyn szedł powoli, nikt go za bardzo nie próbował powstrzymywać. Nagle pojawiła się informacja, że zawarto porozumienie, na mocy którego Prigożyn zawrócił i udał się na Białoruś. Pytanie brzmi, co tam się wydarzyło? Nieudana próba puczu? Maskirówka, czyli pozorowana próba puczu? Wysublimowana gra? – zastanawiał się red. naczelny "Do Rzeczy" Paweł Lisicki.
– Obserwowałem wiele przewrotów w Ameryce Łacińskiej. Kiedy słyszałem te doniesienia z Rosji, to ignorowałem nagłówki medialne, bo na pierwszy rzut było widać, że to nie żadna wojna domowa, czy pucz. Nie pasowało mi to, że Prigożyn tak wolno jechał, a druga strona była przygotowana. Widać było, że to gra, choć nie wiem, o co w niej chodziło. Z Ameryki Południowej wiem, że nie tak się robi przewroty. Najczęściej robi się je z zaskoczenia, lub w pałacu. Z daleka widać, że to nie był przewrót, ale jakiś sygnał – tłumaczył Wojciech Cejrowski.
– Dziwię się, że nie mamy w Polsce wynajętych na stałe analityków. Mamy przecież byłych agentów, towarzystwo z PZPR. Mamy wiedzę, stosunki osobiste i nikt nie potrafi przeanalizować tego, co się dzieje? – dziwił się Cejrowski. – Zastanawiam się, czy można określić ekspertami tych, którzy zajmują się Rosją. Ekspert i analityk to ktoś, kto bez emocji stara się opisać rzeczywistość, odwołując się do różnych czynników. W Polsce to ktoś, kto musi pokazywać, jak Rosji nienawidzi i jak zrobi wszystko, by Rosja przegrała. To właściwie jedyne kryterium tego, czy ktoś jest ekspertem, czy nie. Trudno wtedy przewidzieć różne zdarzenia – wskazywał Lisicki.
Zwiastun 27. odcinka programu "Antysystem". Całość dostępna wyłącznie dla Subskrybentów.