Debata przedwyborcza, do której doszło 9 października w TVP, zostawiła raczej wśród wyborców niesmak. Zamiast o tym, co chcą zmienić w Polsce, politycy skupili się na złośliwościach i przedszkolnych przepychankach. Stąd może jako jedyny konkret – co samo komentuje jakość tych rozmów – przebił się najwyraźniej wygłoszony przez Szymona Hołownię postulat likwidacji prac domowych w szkołach. Wzbudziło to w sieci falę ironicznych komentarzy, że tym sposobem Trzecia Droga zagarnęła elektorat w wieku 7–15 lat. W rzeczywistości jest to jednak ciekawy problem szkolny. Warto też zaznaczyć, że postulowały go nie tylko Trzecia Droga, lecz także największy koalicjant prawdopodobnego przyszłego rządu opozycji – Koalicja Obywatelska. Jeszcze we wrześniu o konieczności skończenia z pracami domowymi mówili mediom Donald Tusk i Rafał Trzaskowski. Dlaczego?
– Chodzi nam o to, aby odciążyć rodziców i od prac domowych, i od korepetycji. Żeby mieli czas z tymi dziećmi się pobawić albo pogadać o sporcie – mówiła „Faktowi” Katarzyna Lubnauer z KO. Politycy PO też jednak nie wymyślili tego postulatu na potrzeby kampanii sami. Cyklicznie powraca on przy rozmowach dotyczących polskiego systemu edukacji. Już w 2017 r. Rzecznik Praw Dziecka pisał do ówczesnej minister edukacji Anny Zalewskiej, że zadawanie zbyt wielu zadań uczniom w polskiej szkole narusza ich prawo do wypoczynku i zabawy. Jego zdaniem stanowiło to naruszenie art. 31 Konwencji o prawach dziecka. Prosił resort o rozważenie sposobów zmniejszenia obciążenia uczniów w tym zakresie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.