W sobotę 13 stycznia na Tajwanie odbyły się wybory prezydenckich. Zwycięstwo odniósł kandydat partii rządzącej Lai Ching-te, zdobywając 40,2 proc. głosów. Jak wskazują zachodnie media, jest to "niemiła niespodzianka dla Chin". Lai opowiada się bowiem za odrębną tożsamością Tajwanu i odrzuca roszczenia terytorialne Chin.
Ukłon dla USA
W trakcie kampanii wyborczej Lai, który dotąd pełnił funkcję wiceprezydenta kraju, zobowiązał się do utrzymania pokoju w Cieśninie Tajwańskiej oraz do stania ramię w ramię z innymi głównymi demokracjami, co jest ukłonem w stronę powiązań jego partii z Waszyngtonem.
Rząd prezydenta Xi Jinpinga w Pekinie określa Lai, który uważa swoją wyspę za niepodległe państwo, jako "wichrzyciela” i "separatystę”.
Chen Binhua, rzecznik chińskiego Biura do Spraw Tajwanu, powiedział, że wyniki wyborów "nie odzwierciedlają opinii publicznej głównego nurtu na wyspie”. W pierwszych komentarzach po wyborach chińskie media unikają wspominania o zwycięzcy.
– Nie może to również [zwycięstwo Ching-te – przyp. red.] zatrzymać ogólnego trendu zjednoczenia ojczyzny, co nieuchronnie nastąpi – dodał Chen Binhua. Pekin stoi na stanowisku, że Tajwan jest integralną częścią państwa i nie ukrywa, że w przyszłości podejmie wszelkie kroki, aby przyłączyć wyspę do macierzy.
Według wysokiego rangą przedstawiciela administracji USA, wkrótce prezydent Joe Biden wyśle na wyspę ponadpartyjną delegację składającą się z byłych urzędników wysokiego szczebla. Tymczasem Pekin sprzeciwia się oficjalnym kontaktom innych państw z rządem w Tajpej.
"Decyzja tajwańskich wyborców o poparciu Laia pomimo zmęczenia polityką jego partii wskazuje, że chęć trzymania Chin na dystans przeważa nad rosnącą frustracją związaną z problemami wewnętrznymi, takimi jak wysokie ceny nieruchomości i wolniejszy niż oczekiwano wzrost płac" – podaje Bloomberg.
Czytaj też:
Chiny wezwały Ukrainę i Rosję do rozmów pokojowychCzytaj też:
Chiny: Biskup ponownie w więzieniu