Dziwna jest nasza kampania prezydencka. Do wyborów ledwo cztery miesiące, a tu ani specjalnego napięcia, ani wysiłku nie widzę.
Konkurenci obecnej głowy państwa zachowują się tak, jakby ich głównym celem było nie zwycięstwo, ale udawanie, że pragną je odnieść. Andrzej Duda walczy o to, żeby jego własny elektorat się dowiedział, że istnieje, i przestał go mylić z drugim Dudą, Piotrem. Pech chciał, że w ostatnich tygodniach ten drugi jako szef Solidarności stał się znacznie bardziej aktywny. Jeśli ktoś przyciągał uwagę dziennikarzy i komentatorów, to ten drugi właśnie – a to zapowiedzią kolejnych strajków, a to zawoalowaną (niektórzy sądzą, że wyraźną) groźbą wobec posłów, jeśli nie spełnią żądań związkowców. Ten pierwszy stara się wprawdzie jak może, ale zdaje się, że niewiele może. Sądząc po sondażach, efekty jego działalności są na razie mizerne i zamiast wzrostu poparcia odnotował on (ten pierwszy) spadek. Czy kandydat PiS dostanie mniej głosów, niż zwykle zbiera sama partia? Mimo wszystko to mało prawdopodobne, Duda chyba jest niedoszacowany, a próba zrobienia z niego prowojennego radykała Platformie się nie udała. Jeśli zdobędzie 30-procentowe poparcie i kolejni kandydaci będą zabierać głosy Bronisławowi Komorowskiemu, to może dojść do drugiej tury wyborów. Tym samym plan minimum, jaki miała opozycja, zostałby zrealizowany. Za Dudą przemawia także to, że nie ma mocnego przeciwnika po prawej stronie. Największe szanse na to, żeby nim zostać, miałby może Paweł Kukiz, choć mam wrażenie, że zbyt skupia się na wprowadzeniu jednomandatowych okręgów wyborczych, które miałyby być panaceum na wszelkie zło.
Ciekawiej jest na lewicy. Tu wydaje się, że dość egzotyczny pomysł z Magdaleną Ogórek sprawdza się całkiem nieźle. Pani kandydatka wprawdzie zgłasza projekty zmian od Sasa do Lasa i nie sposób zrozumieć, co właściwie mają one wspólnego z lewicową ideologią, ale przynajmniej budzi ciekawość. Strategia wydaje się dość czytelna: pani Ogórek unika mediów, co powoduje ich złość, a to z kolei pozwala przedstawiać ją w roli ofiary i wywoływać współczucie. Jak długo ten mechanizm będzie działał, trudno jednak powiedzieć. W końcu przecież nadejdzie chwila, kiedy kandydatka na prezydenta będzie musiała otworzyć usta i odpowiadać na pytania dziennikarzy. A wtedy tak sprytnie budowany wizerunek młodej, ładnej i inteligentnej kobiety, która chce dobrze dla Polski, może się całkiem rozpaść. Poza tym plany Sojuszu może pokrzyżować Ryszard Kalisz, którego start musiałby odebrać część poparcia Ogórek.
Troszkę to wszystko robi wrażenie, jakbyśmy obserwowali opis życia chrząszczy. Szkoda, że nikt na poważnie nie spróbował przetestować Bronisława Komorowskiego.