Ale wreszcie się ten zwrot dokonał. Przynajmniej w mediosferze: dotychczasową linię „prędzej czy później, tak czy owak, trzeba się przecież będzie z Rosją dogadać” zastąpiła linia nowa: „Putin jeśli wygra na Ukrainie to nie zatrzyma się, tylko na pewno pójdzie dalej. Europa musi być gotowa na wojnę!”
Ktoś może powiedzieć „lepiej późno niż wcale” – ale tylko ktoś bardzo niezorientowany. Jak zwykle bowiem w UE, przepoczwarzającej się w bólach w „państwo europejskie”, wszystko to wygląda dziwnie. Nagłe odkrycie, że dobry wujcio Putin jest nieobliczalny i groźny, bynajmniej nie popycha europejskich liderów do działań, które na zdrowy rozum powinny z takiego odkrycia, jeśli jest traktowane poważnie, wyniknąć. Europa nie zwiększa produkcji amunicji, nie przestawia gospodarek krajów członkowskich na tryb wojenny, nie asygnuje funduszy na zbrojenia, nie ogłasza naboru do szkół wojskowych, o przywracaniu służby wojskowej już nawet nie wspominając. Nie zwiększa nawet wsparcia dla Ukrainy, która przecież chce walczyć, tylko nie ma czym.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.