Problem polega na tym, że jeśli czyta się ogłoszone przez rząd priorytety naszej „prezydencji", to gdyby osoba postronna przeczytała je bez wstępnej informacji, że przygotował je rząd w Warszawie to z samej treści nijak nie można wywnioskować, że chodzi o załatwienie konkretnych spraw dla Rzeczpospolitej przy okazji kierowania Radą UE.
„Ograniczenie ambicji klimatycznych" – pod tym postulatem tak oczywistym jak to, że po poniedziałku jest wtorek, a po wiośnie lato mógłby w zasadzie podpisać się teraz już chyba każdy kraj członkowski Unii. „Zachowanie polityki spójności" – Polska jeszcze może przez cztery – pięć lat powinna być beneficjentem środków z UE – tak, jak niemal wszystkie kraje tzw. „ Nowej Unii" (państwa, które weszły do UE w XXI wieku), a więc pod tym priorytetem podpisać by się mogło co najmniej parunastu członków Unii. A więc to również nie jest polska specyfika, choć jest to na pewno proces ważny dla całego regionu (w tym m.in. Polski). „Zielony atom" – i znowu trudno w tym priorytecie dopatrzyć się w szczególności polskiego interesu, bo mogłoby się pod nim podpisać kilkanaście, jeśli nie więcej państw członkowskich UE. Jedne zresztą ze względów na własny interes, drugie ze względu na polityczna poprawność. Wreszcie pieniądze na „Tarczę Wschód" – to również jest postulat nawet ważki, ale regionalny. Dotyczy może nie tyle całej Europy Środkowo- Wschodniej (wraz z Europą Środkowo-Południową czyli Bałkanami Zachodnimi), lecz przede wszystkim fokusować się może na krajach bałtyckich, Polsce i Rumuni. Zatem zbiór – mówiąc językiem matematycznym – jest mniejszy niż to miało miejsce przy poprzednich „priorytetach",ale jednak nie dotyczący specjalnie czy głownie Rzeczypospolitej. Tymczasem choćby Węgry w czasie swojej pierwszej prezydencji w roku 2011 jako priorytet wprost przyjęli "Strategię Naddunajską" – i było już jasne, że będzie służyć to przede wszystkim Budapesztowi.
Skądinąd priorytety prezydencji Węgier w roku 2024 (od 1 lipca do 31 grudnia) wydają się być znacznie bliższe madziarskiej koszuli (np. polityka rozszerzenia UE, powstrzymywanie nielegalnej imigracji, promowanie polityki rolnej UE zorientowanej na samych rolników czy stawianie czoła wyzwaniom demograficznym) niż „zielony atom" – koszuli polskiej. Rozumiem, że tak naprawdę rząd i tak będzie koncentrował się na wyborach prezydenckich, a polskie przewodnictwo w UE trzeba odfajkować. I dlatego może dobrze się stało, że pieniądze zaplanowane przez rząd PiS na obsługę polskiej prezydencji w wysokości 1,3 miliarda złotych zostały przez koalicję 13 grudnia zmniejszone przeszło trzy razy (sic!) do 412 milionów złotych! 900 milionów mniej wyda się w ten sposób na coś co i tak jest jak psu na budę...
Czytaj też:
"Tusk nie miał nic przeciwko". Polska rezygnuje z organizacji unijnego szczytuCzytaj też:
UE: Zakaz wprowadzania produktów wytworzonych w pracy przymusowej
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.