Były prezydent stwierdził w wywiadzie, że "99,9 tego, co opowiadają, to są kłamstwa". – Mówią, że przeze mnie jacyś ludzie w stoczni byli zwolnieni czy krzywdzeni, że ja niszczyłem ludzi. Tam, gdzie ja pracowałem, nikt nie miał żadnych problemów. To ja miałem problemy. Mnie wyrzucili. To opowiadanie absurdów musi się skończyć – zapewnił.
– Ja w teczce Kiszczakowej prawdziwego papieru nie znalazłem. Kombinacje mogły być różne. Na rewizjach u mnie w domu wpadły różne rzeczy. Wpadł na przykład mój opis Grudnia’70. Tam napisałem, jak to wyglądało. Wystarczyło, żeby dopisać ksywkę i już. Ale to nie donos, tylko ich kombinacja. Przyznali się przecież do podrabiania. Gdyby mieli oryginały, to nie potrzeba podrabiać. Cała sprawa jest więc robiona – powiedział były prezydent.
Prezes Instytutu Lecha Wałęsy Adam Domiński (prywatnie zięć prezydenta) poinformował "WP", że kancelaria prawna Świeca i Wspólnicy z Warszawy wyśle 6 lutego dwa wezwania do opublikowania przeprosin. Dwa kolejne wezwania zostaną wysłane prawdopodobnie w marcu: do Wojciecha Cejrowskiego i Andrzeja Gwiazdy. – Mamy około 20 potencjalnych osób na naszej liście. Naszym celem jest ochrona dobrego imienia Lecha Wałęsy, bo on jest dziedzictwem Solidarności – ocenił Domiński.