Zgodnie z ustawą Prawo energetyczne z 1997 r. (która m.in. powołała do życia URE) spółki energetyczne mogą przedłożyć prezesowi urzędu do akceptacji nowe taryfy nie tylko wówczas, gdy kończy się okres obowiązywania dotychczasowych, lecz także wtedy, gdy warunki rynkowe to uzasadniają. I to właśnie nastąpiło.
Prezes URE bada złożone wnioski w ramach postępowania administracyjnego i zatwierdza propozycje firm, o ile uzna, że są uzasadnione. Często firmy wnioskują o podwyżki większe niż te, do których ostatecznie dochodzi, bo działa tu swego rodzaju proces negocjacji z URE. To, co wydarzyło się w połowie grudnia, jest jednak bezprecedensowe. Tak ogromnych podwyżek w historii jeszcze nie było.
URE jest organem administracji rządowej, a jego prezes jest powoływany przez premiera na pięcioletnią, nieodnawialną kadencję. URE nie epatuje zatem opinii publicznej swoimi decyzjami. Przeciwnie – stara się je nie tyle może pomniejszyć, ile przedstawić jako względnie mało dotkliwe. Jego rolą jest przecież również w miarę możliwości pogodzenie interesów konsumentów i firm.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.