Jak informowano w ostatni wtorek, pracownicy kilku norweskich platform naftowych rozpoczęli protest, który miał ogromny wpływ na tamtejszą produkcję ropy naftowej oraz gazu ziemnego.
Strajk w Norwegii był kolejnym źródłem niepokojów w Europie w ostatnim czasie. Stary Kontynent zmaga się ze swoistym szokiem dotyczącym sektora surowców energetycznych.
Nerwowe ruchy
W ostatnich tygodniach notowania ropy poruszały się nerwowo w ruchu bocznym. Cena surowca wciąż powraca ponad poziom 110 dolarów za baryłkę, co świadczy o nieustającej sile strony popytowej, wynikającej z obaw o zaburzenia produkcji i handlu ropą naftową, a zwłaszcza o podaż w Europie.
Światowi eksperci ekonomiczni wskazują, iż wzrosty cen ropy naftowej są ograniczane przez obawy o globalną recesję, która obecnie w wielu krajach jest już prawie pewnym scenariuszem.
Strajk w Norwegii
W środę rano norweski koncern Equinor ogłosił, że wznowił wydobycie gazu i ropy naftowej z trzech podmorskich złóż na szelfie kontynentalnym. Ich eksploatację wstrzymano we wtorek z powodu strajku płacowego związku zawodowego, skupiającego menedżerów różnych szczebli – przekazał portal Wyborcza.pl. Wszystkie działania w Norwegii mają zostać przywrócone za kilka dni, bowiem szybciej wstrzymuje się wydobycie niż je wznawia. Co ciekawe, niedługo po ogłoszeniu informacji na największej giełdzie gazu w Europie ceny 1 MWh surowca spadły do 161 euro. We wtorek, po rozpoczęciu protestu, sięgały 175 euro.
Strajk, który mógł nieść katastrofalne konsekwencje nie tylko dla kraju, ale również dla całej Unii Europejskiej, przerwał norweski rząd. Zaproponowano przymusowy arbitraż płacowy. Krajowe prawo w Norwegii pozwala tamtejszej władzy ingerować w niektórych sytuacjach w spory ze związkami zawodowymi, a nawet przerywać strajki.
Czytaj też:
Parlament Europejski: Atom i gaz uznane za zielone źródła energii