Rząd planuje uruchomienie dopłat do zakupu używanych aut elektrycznych. Nowe informacje w tym zakresie przekazała Prezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW) Dorota Zawadzka-Stępniak.
Otóż Komisja Europejska musi zaakceptować przyjętą przez Warszawę rewizję polskiej pożyczki na KPO – wówczas program dopłat będzie mógł zostać uruchomiony. Strona polska spodziewa się, że akceptacja ma być w lipcu i w takim wypadku program rozpocznie się jesienią. "Jeśli Komisja zatwierdzi rewizję, pilnie przystąpimy do opracowywania nowego programu dopłat do elektryków; zaczniemy też konsultacje z rynkiem" – powiedziała Zawadzka-Stępniak.
Dopłaty z podatków do samochodów elektrycznych
Prezes Zawadzka-Stępniak przekazała, że zgodnie z przyjętą rewizją KPO założenia programu przewidują dotacje do zakupu, leasingu lub wynajmu długoterminowego pojazdów zeroemisyjnych.
Jeśli chodzi o zakup to dotacja ma wynieść nie więcej niż 40 tys. zł dla osoby fizycznej. Do leasingu czy wynajmu długoterminowego wysokość dopłaty nie będzie mogła przekroczyć wysokości opłaty wstępnej i w przypadku nowych aut to będzie 225 tys. zł w przypadku używanych 150 tys. zł. Samochód używany nie będzie mógł być starszy niż 4 lata.
Czy nie będą zaraz musiały być wymieniane?
Zawadzka-Stępniak poinformowała, że konsultacje dotyczą m.in. tego, czy 4-leni używany pojazd elektryczny można sklasyfikować jako "stary". Rzecz w tym, by program nie skutkował wzrostem importu do Polski samochodów, które trzeba będzie wkrótce wymieniać. Prezes NFOŚiGW powiedziała, że niektóre organizacje zwracają uwagę, że w związku z ograniczoną żywotnością baterii może się okazać, że do kraju zacząć sprowadzać auta, będące już u kresu swojej żywotności. "Pytanie, które sobie obecnie zadajemy jest takie, jak się zabezpieczyć przed taką sytuacją, że wprowadzamy na rynek samochody, które zaraz będą musiały być wymieniane, a my do tego dopłacamy. Pracujemy nad tym" — powiedziała NFOŚiGW Dorota Zawadzka-Stępniak.
Zgodnie z pożyczką na KPO na nowy program dopłat do elektryków ma być przeznaczonych 374 mln euro, czyli prawie 1,6 mld zł.
Bartoszewicz: Będzie zrzutka społeczeństwa na ładowarki dla bogatych?
Ekonomista dr Artur Bartoszewicz mówił niedawno w wywiadzie na kanale Telewizja TVT o ogromnych i niepotrzebnych kosztach, jakie muszą ponosić Europejczycy w związku z Zielonym Ładem. Mówiąc o absurdach unijnych wymagań, ekonomista przywołał kwestię przymusowych ładowarek dla aut elektrycznych, do czego zobowiązuje unijne rozporządzenie ws. rozwoju paliw alternatywnych.
– Mamy zbudować w Polsce publiczne stacje ładowania samochodów elektrycznych. Macie Państwo swoje samochody, jeździcie na stację benzynową. Wybudował ją inwestor, który sprzedaje paliwo. Inwestor, który zrealizował tę inwestycje, wkalkulowuje w cenę paliwa amortyzację majątku, który wytworzy – on chce zarobić, ale wcześniej wyłożył na to pieniądze. Tu jest mowa o publicznych stacjach. To znaczy, że musi zrealizować to państwo, czyli zabrać nam z podatków, okraść nas, żeby zbudować dla bardzo wąskiej grupy społecznej stacje ładowania – powiedział ekonomista, przypominając, że samochody elektryczne są bardzo drogie i mogą sobie na nie pozwolić tylko ludzie bardzo majętni.
– Wytworzyło się totalną fikcję przerzucania kosztów na część społeczeństwa, która w ogóle nie ma korzyści z danego rozwiązania, a decyzje zapadają z zewnątrz – zwrócił uwagę.
Bartoszewicz przypomniał też, że wbrew obowiązującej w Unii Europejskiej narracji auta elektryczne wcale nie są ekologiczne.
Czytaj też:
Norwegia postąpi inaczej niż Unia. Beneficjentem ChinyCzytaj też:
Bruksela nałoży cła na jeden ze swoich ulubionych produktów. Importuje go z Azji