W ostatnim czasie Kamila Gasiuk-Pihowicz będąc gościem Pawła Lisickiego w „Salonie politycznym” Trójki, zapowiedziała, że jak tylko opozycja dojdzie do władzy, to natychmiast przystąpi do rozliczania polityków Prawa i Sprawiedliwości. Deklaracja nie nowa, bo przecież groźby pod adresem rządzących padają od miesięcy, ale uwagę na tę konkretną wypowiedź zwróciłem z jednego powodu. Otóż deklaracja Gasiuk-Pihowicz brzmiała o tyle komicznie, że padła w samym środku sondażowej „czarnej serii” jaka ostatnio trafiła opozycję. W tym momencie zapewnienia o jakimkolwiek przejmowaniu władzy i osądzaniu Kaczyńskiego brzmią po prostu absurdalnie.
Polski Monty Python
W sondażu CBOS (opublikowany 17.04) PiS wyprzedza KE o 14 pkt. proc., w badaniach Kantar Public dla TVN jest już „gorzej” – PiS wygrywa ze zsumowanym poparciem Platformy, Nowoczesnej, SLD, PSL i Zielonych „jedynie” o 3 pkt. proc. Jeżeli jednak taki „koalicyjny” wariant zastosujemy w drugą stronę, to wyniki są dla PO wprost tragiczne. Z badań CBOS (15.04) wynika, że na Zjednoczoną Prawicę chce głosować 43 proc. wyborców, podczas gdy na samotną Platformę… ledwie 18 proc. Przepaść. Również w sondażu do polskiego parlamentu dla portalu DoRzeczy.pl (14.04) PiS ma przewagę ponad 18 pkt. proc. nad drugą PO. Nawet w unijnym badaniu „Polityki” (17.04) PiS prowadzi o 12 pkt. proc. Ba, zgodnie z tym sondażem do wyniku KE można by dodać poparcie Wiosny i Lewicy Razem, a PiS i tak by wygrał.
I teraz w środku tej czarnej serii pani poseł Gasiuk-Pihowicz oświadcza, że jak tylko opozycja dojdzie do władzy to, tutaj się będą działy takie rzeczy, że to się PiS-owcom w głowie nie mieści. Sądy, prokuratura, Trybunał Stanu dla prezydenta Dudy i wicepremier Szydło…
W klasycznym filmie Monty Pythona („Święty Graal”) jest słynna scena pojedynku, gdy narwany Czarny Rycerz wyzywa króla Artura do walki na miecze. Po chwili narwaniec traci rękę, a Artur proponuje przerwanie pojedynku. Przeciwnik jednak nie zgadza się, tłumacząc, że „to tylko draśnięcie”. Po kolejnym starciu Czarny Rycerz traci drugą rękę, a następnie – gdyż cały czas domaga się kontynuowania pojedynku – obie nogi. Pomimo faktu, że pod koniec walki przypomina kukłę pozbawioną kończyn, narwaniec cały czas krzyczy pogróżki za odjeżdżającym Arturem. Opozycja w osobie poseł Gasiuk-Pihowicz to właśnie ten Czarny Rycerz pozbawiony rąk i nóg, groźnie pohukujący na Jarosława Kaczyńskiego, który z uśmiechem odjeżdża do wyborów.
Opozycja intelektualnie nie istnieje
Wypowiedzi o rozliczaniu pisowców, w które nie wierzą chyba sami politycy PO, to wyraz czystej niemocy spowodowany tym, że opozycja praktycznie nie ma żadnej strategii. Pod przywództwem Schetyny opozycja zrezygnowała praktycznie z jakiejkolwiek twórczej działalności. Ich cała aktywność ogniskuje się wokół czystego antypisizmu. I do takiego też elektoratu ogranicza swój przekaz.
Kiedy do tego doszło? Czy wtedy gdy Schetyna, którego jedynym celem w polityce jest utrzymanie władzy, zdobył przywództwo w PO? Schetyna od początku swojego szefowania w partii zdecydował, że zjednoczenie opozycji jest jego głównym zadaniem i temu właśnie celowi podporządkował absolutnie wszystko. Jakiekolwiek różnice programowe między PO, PSL czy Zielonymi przestały mieć znaczenie. Po części trudno mu się zdziwić. Tylko dlatego, że Schetyna doprowadził do stworzenia (może trochę kulawej, ale jednak) KE, Donald Tusk nie ogłosił jeszcze decyzji o powrocie do polskiej polityki. Tylko dzięki temu zjednoczeniu Schetyna utrzymuje się jeszcze na powierzchni (o tej sprawie pisał Wojciech Wybranowski w ostatnim numerze „Do Rzeczy”).
Momentem granicznym dla opozycji było chyba jednak nie tyle przejęcie władzy przez Schetynę, co absolutna kapitulacja opozycji przed programem 500 plus. Przez pewien czas politycy PO starali się nie ulegać presji, wskazując – nie bez racji – na obciążenia, jakie generuje ten program, na fakt, że nie przyczyni się on do prawdziwych zmian demograficznych itd. Problemem był jednak fakt, że po ośmiu latach rządów Platforma była partią całkowicie niewiarygodną. Siemoniak z Kopacz mogliby w środku stycznia ostrzegać przed mrozami, a ludzie zapewne chodziliby po ulicach w krótkich rękawkach.
Do tego doszła zupełnie nieudolny, wprost tragiczny sposób, w jaki krytykowano tenże program. Zamiast wskazywać na realne problemy i wątpliwości, to politycy (oraz nadrzędne autorytety od wszystkiego w zaprzyjaźnionych telewizjach) poszli „na całego”. Od razu uderzono z grubej rury, zapewniając o bankructwie państwa i kryzysie czyhającym za rogiem. Do tego kilka mądrych głów dorzuciło swoje trzy grosze opowiadając o tłuszczy co to za „pincet plus” jeździ nad Bałtyk jeść ryby z frytami, albo wprost twierdząc, że plebs po prostu przepija pieniądze. I proszę bardzo – sprawa załatwiona. Opozycja sama sprawiła, że „500 plus” stało się programem nie do podważenia.
Kiedy Schetyna i spółka się zorientowali, do czego doprowadzili, to w ułamku sekundy zmienili strategię. Z największych krytyków, przeistoczyli się w największych apologetów; ba! – w pomysłodawców programu.
Rubikon przekroczony
Wydaje mi się, że ten moment to był właśnie Rubikon opozycji, po którym zostało jedynie nieudolne kopiowanie pomysłów PiS. „Nie zabierzemy tego co dali i zwrócimy to co zabrali” – to zdanie nieopatrznie wypowiedziane przez Ewę Kopacz wydaje się być kwintesencją obecnego poziomu intelektualnego opozycji. Ich przekaz brzmi mniej więcej tak – będziemy taką, fajną unijną partią, co robi to samo co PiS, tylko odsuniemy Kaczora. 500 plus? Pewnie, że damy. Tak właściwie to nasz pomysł, a PiS go ukradł. My damy 500 plus, ale damy je tak naprawdę. Na drugie, pierwsze i każde inne dziecko. A jak będzie trzeba to też na psa i kota (ale już nie na krowę). 13 emerytura? Damy. Fort Trump? Świetny pomysł. Właściwie to też nasza zasługa. Tylko po co potencjalny wyborca ma głosować na niewiarygodną PO, która obiecuje to samo co PiS?
Cóż… Nic dziwnego, że z poczynań Platformy Obywatelskiej jest ponoć niezadowolony nawet Donald Tusk, który flirtuje ze swoją dawną partią tylko dlatego, że po prostu nie ma innego wyboru. „Fakt” w jednym z tekstów przytacza wypowiedzi polityków Platformy, z których jasno wynika, że Tusk jest de facto zniesmaczony populistycznymi zagrywkami Schetyny, którego ponoć uważa za równie wielkiego „szkodnika” co Jarosława Kaczyńskiego. Co więcej, Tusk podobno sądzi, że taktyka Schetyny polegająca na ściganiu się z PiS na to, „kto da więcej”, może prowadzić do scenariusza greckiego.
Czy Schetyna mógł zachować się inaczej? Czy mógł nie ulec tej pokusie ścigania się z Kaczyńskim? Gdyby Schetyna po dojściu do władzy jasno odciął się od „PO Tuska”, gdyby przynajmniej zasymulował jakieś zmiany, jakiś „nowy start”, gdyby na początku kadencji PO opracowała jasne stanowisko w stosunku do takich programów jak „500 plus”, którego to stanowiska broniłaby bez względu na to jak się słupki poparcia ustawią w sondażach, to sytuacja mogłaby inaczej wyglądać. Być może sam Schetyna pożegnałby się z przywództwem, ale przynajmniej PO jako partia nie wyglądałaby niczym pokraczna podróbka PiS.
Szukając usprawiedliwienia
PO sama nakręciła sukces „500 plus”. Politycy Platformy nie tylko zaczęli lansować tezę, że PiS wygrał dzięki temu programowi, ale w końcu chyba sami w nią uwierzyli. Tymczasem fakt, że na jesieni 2015 roku dojdzie do zmiany władzy był już wiadomy na długo przed samymi wyborami. Podobno nawet politycy PO już przy wyborach samorządowych zdali sobie sprawę z faktu, że poparcie przepływa coraz wyraźniej na stronę PiS.
Kaczyński nie wygrał dzięki programom socjalnym. Owszem, „500 plus” z pewnością pomogło, być może dzięki niemu udało się im uzyskać większość pozwalającą rządzić bez koalicjanta (pomijam teraz panów Ziobro i Gowina), ale to nie ono spowodowało sukces PiS.
Zwycięstwo Kaczyńskiego był wypadkową wielu czynników, ale przeważyła jedna emocja – niechęć do PO. Demokracja to system, w którym zawsze wygrywa mniejsze zło. To nie opozycja wygrywa wybory, tylko władza je przegrywa. Tak jest zawsze. To co opozycja może najlepszego zrobić, to nie zmarnować potknięć władzy.
W 2015 roku „centrowi Polacy”, ci, którzy nie są przypisani na stałe do żadnej partii, uznali, że PiS jest mniejszym złem, że PO źle rządzi krajem, że jest obciachowa i zwrócili się ku tej partii, którą uznali za mniej złą.
Opozycja stwierdziła tymczasem, że przegrała przez rozdawnictwo Kaczyńskiego. Tak było prościej. Tak mogli sami sobie wytłumaczyć, skąd się wziął bunt ludzi. Ot głupi Polacy nie dojrzeli do demokracji, dali się przekupić kiełbasą wyborczą (niedawno tego określenia użył przecież Marek Belka). Ergo – to nie my jesteśmy winni, to Polacy do nas nie dorośli. I koniec. „500 plus” stało się wygodnym wytłumaczeniem.
Podrabianie PiS-u
Tylko skoro Platforma Obywatelska zrezygnowała z prób podsumowania kadencji 2011-2015, skoro nie chciała dociekać, czemu jej poparcie spadło z niemal 40 proc. w 2011 roku do ledwie 24 proc. w 2015, to jednocześnie zrezygnowała z jakichkolwiek prób naprawy błędów. Tych błędów, które m.in. doprowadziły do zmiany władzy. Zauważmy, że Kaczyński po latach w opozycji wyciągnął pewne wnioski – ustąpił miejsca młodszym politykom, zrezygnował z twardego przekazu a la Ziobro, w propagandzie stawiając raczej na kwestie gospodarki i życie „prostego człowieka”, zamiast ścigania układów. Zrozumiał, że waląc głową w mur nic nie osiągnie, nie przebije w ten sposób szklanego sufitu.
Opozycja tymczasem stoi w miejscu, waląc głową cały czas w ten sam mur, czekając, aż PiS-owi się powinie noga. Bo to prawda, że wyborów nie wygrywa opozycja, tylko przegrywa władza. Prawdziwym problemem PO jest jednak to, że gdyby zdarzył się cud, to po wygranych wyborach opozycja musiałaby zdobytą władzę jeszcze utrzymać. A to biorąc pod uwagę skład dzisiejszej opozycji wydaje się niemożliwe. W polityce aż takich cudów nie ma.
Opozycja może się bawić w podrabianie PiS-u, ale jest to podrabianie nieudolne. PO nie będzie PiS-em, morderstwo Pawła Adamowicza nie będzie symbolem na miarę tragedii smoleńskiej, a Grzegorz Schetyna nie będzie nigdy Jarosławem Kaczyńskim, który od trzech lat nie pozwala rozpaść się rządzącemu obozowi, utrzymując w jednym środowisku zarówno Gowina jak i Rafalską, zarówno Morawieckiego jak i Ziobro; nie będzie Kaczyńskim, który mimo zdymisjonowania Antoniego Macierewicza, czy zdegradowania premiera rządu, był w stanie utrzymać jedność partii. Takiej mocy Schetyna nie posiada. Strojenie się w piórka PiS-u, obiecywanie 500 plus i rozprawianie o podwyżkach dla nauczycieli nie zmieni tego.
Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.
Zobacz poprzednie teksty z cyklu "Taki Mamy Klimat":
Czytaj też:
Putin wszechpotężny i złowrogiCzytaj też:
Schetynie nikt nie wybaczy
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.