Negocjacje w obozie władzy są naturalne, choć mogą być dla niego niebezpieczne
  • Karol GacAutor:Karol Gac

Negocjacje w obozie władzy są naturalne, choć mogą być dla niego niebezpieczne

Dodano: 
Zbigniew Ziobro, Jarosław Kaczyński, Jarosław Gowin
Zbigniew Ziobro, Jarosław Kaczyński, Jarosław Gowin Źródło: PAP / Bartłomiej Zborowski
Zjednoczoną Prawicę, o czym wielu zapominało, tworzą trzy partie. Oczywiście podobne, ale jednak autonomiczne w swoich działaniach. Było to zresztą czasami widać, a tarcia powstawały niekiedy naturalnie. Po wyborach mamy za to do czynienia z procesem negocjacji i typowym "przeciąganiem liny". Choć podejrzewam, że przytłaczająca liczba wyborców głosowała po prostu na listę Prawa i Sprawiedliwości, a nie zagłębiała się w strukturę Zjednoczonej Prawicy.

Prawo i Sprawiedliwość odniosło w tych wyborach ogromny sukces. Nie dość, że zwiększyło swoją bazę wyborczą o ponad dwa miliony osób, co pozwoliło przebić pułap ośmiu (!) milionów głosów, to jeszcze dokonało się to przy rekordowej frekwencji, co dodatkowo wzmacnia mandat społeczny partii rządzącej. PiS wygrało w 15 na 16 województw, we wszystkich grupach wiekowych, a także po raz pierwszy w historii obroniło samodzielną większość. I to wszystko w najmniej sprzyjających warunkach, gdy do Sejmu dostały się wszystkie ogólnopolskie komitety, a więc nie nastąpiło "zmarnowanie głosów".

Nie sposób do tej beczki miodu nie włożyć jednak łyżeczki dziegciu. Faktem jest, że w obozie rządzącym wyczuwalny jest mimo wszystko niewielki zawód. Nie jest tajemnicą, że liczono jednak na nieco większe poparcie i dominację w Sejmie. Taka sama większość, jak w poprzedniej kadencji, to oczywiście pokłosie obowiązującej ordynacji.

Od zawarcia przez opozycję tzw. paktu senackiego, w PiS poważnie brano też pod uwagę scenariusz, w którym partia rządząca mimo wszystko straci większość w izbie wyższej. Taktyka "wszyscy przeciw PiS" okazała się skuteczna, choć przewaga opozycji jest krucha. Oczywiście, że w obecnym kształcie ustrojowym Senat ma mniejsze znaczenie niż Sejm, ale czasami liczą się symbole. Opozycja zapewne zrobi teraz wszystko, aby maksymalnie utrudnić PiS rządzenie. To co prawda uniemożliwi przeprowadzanie ekspresowych legislacji (jak to bywało w poprzedniej kadencji), ale nie zablokuje realnych rządów. O ile oczywiście opozycja tę większość utrzyma, bo i to nie jest pewne.

Tyle tytułem tła. Od poniedziałku możemy obserwować bowiem inny ciekawy proces – negocjacje wewnątrz partii rządzącej. Porozumienie Jarosława Gowina oraz Solidarna Polska Zbigniewa Ziobro wyszły z wyborów znacząco wzmocnione. Oba ugrupowania wprowadziły do Sejmu przyzwoitą reprezentację, a to dość szybko przełożyło się na – po części zrozumiałą – chęć zwiększenia swoich wpływów.

Jeszcze nie opadł powyborczy kurz, a już zaczęliśmy być bombardowani informacjami dot. "tajnych negocjacji". Zwłaszcza, że bez Porozumienia, czy Solidarnej Polski, PiS utraciłby samodzielną większość. Nie dziwię się więc, że zarówno Jarosław Gowin, jak i Zbigniew Ziobro próbują coś "ugrać". To ze szczególnym zainteresowaniem opisują media, a zwłaszcza te nieprzychylne rządowi. To akurat stara taktyka wbijania klina między koalicjantów oraz rozdmuchiwania niektórych nieporozumień. Wydawało się, że w poprzedniej kadencji udało się to w dużym stopniu utrzymać pod kontrolą, dzięki czemu Zjednoczona Prawica generalnie mogła się skupić na rządzeniu, a nie na zajmowaniu się sobą.

Jednak ten cień podziałów i prowadzenia własnych, lokalnych wojenek niemal od zawsze wisi nad prawicą. Wystarczy wspomnieć burzliwe lata 90., czy pierwszy rząd PiS. Negocjacje partyjne i poszerzanie swoich sfer wpływów są czymś naturalnym w polityce. Czasem mogą się one jednak – nawet wbrew inicjatorom – wymknąć spod kontroli, o czym partia rządząca powinna pamiętać. Zwłaszcza, że czasami naprawdę można przelicytować.

Zrozumiałbym to jeszcze, gdyby w perspektywie była rzeczywiście jakaś realna alternatywa, ale tej po prostu nie ma. Trudno się przecież spodziewać, by Jarosław Gowin, czy Zbigniew Ziobro nagle zapragnęli dołączyć do opozycyjnego obozu. Ponad osiem milionów ludzi zagłosowało na listę Prawa i Sprawiedliwości, której twarzami byli Jarosław Kaczyński i premier Mateusz Morawiecki. To dało obozowi rządzącemu samodzielną większość i zielone światło do kontynuowania reform. Zakładam, że przygniatająca większość wyborców nie analizowała wewnętrznego układu sił Zjednoczonej Prawicy i po prostu oczekuje realizacji obietnic. Tym bardziej, że polityczny rozkład sił na linii PiS – anty-PiS pozostał nietknięty. Przełamanie nie nastąpiło, więc w interesie rządzących jest szybkie wyciszenie różnic oraz trwałe porozumienie.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także