Piskorski powiedział w rozmowie z Interią, że gdyby Tusk nie zdecydował się na współtworzenie Platformy, to Andrzej Olechowski i tak by ją stworzył. – Nie byłoby PO, gdyby nie on – zaznaczył.
Zwrócił uwagę, że już w 2002, 2003 roku zaczęło dochodzić do wyraźnego dzielenia się PO i pójścia na prawo. – Tusk w ten sposób chciał rywalizować z PiS, a jednocześnie wewnętrznie "wycinać" ważnych działaczy PO – ujawnił Piskorski.
Dodał, że pierwszy odszedł Maciej Płażyński, a następnie Zyta Gilowska. – Została zmuszona do odejścia w sposób bardzo nie fair. Potem byłem ja, następnie (Jan – red.) Rokita, później Olechowski i inni – przypomniał Piskorski.
Czytaj też:
Politolog: Kandydatura Rokity to nie jest pomysł prezydenta
Tusk wróci do krajowej polityki?
Jak stwierdził, nie wie, kiedy Tusk uwierzył we własne słowa, że "w każdym triumwiracie chodzi tylko o to, by któryś z triumwirów zabił dwóch pozostałych". – Żartowali tak z Rokitą w mojej obecności. Z czasem przestało to być żartem. Okazało się, że tę politykę uprawiał skutecznie. Od 2007 roku Donald był samowładcą – ocenił współtwórca PO.
Przyznał też, że to Tusk jest największym wygranym ostatnich 20 lat funkcjonowania Platformy. – Nie tylko dlatego, że dwa razy wygrał wybory, ale jest pierwszym Polakiem, który został szefem Rady Europejskiej. Przejdzie do historii, bo takich polityków mamy mało – powiedział.
Pytany o ewentualny powrót Tuska do krajowej polityki Piskorski ocenił, że będzie on nieskuteczny. – Trzaskowski w swojej kampanii w pewien sposób odciął się od Tuska mówiąc, że to już w zasadzie postać historyczna. Miał rację – ocenił.