Ich dwóch, zamiast całej opozycji
  • Antoni TrzmielAutor:Antoni Trzmiel

Ich dwóch, zamiast całej opozycji

Dodano: 
Przewodniczący PO Borys Budka (C) oraz nowy kandydat PO na prezydenta RP Rafał Trzaskowski (P) po konferencji prasowej, 15 bm. w Sejmie.
Przewodniczący PO Borys Budka (C) oraz nowy kandydat PO na prezydenta RP Rafał Trzaskowski (P) po konferencji prasowej, 15 bm. w Sejmie. Źródło:PAP / Tomasz Gzell
Plan był prosty, bo takie są najlepsze. Dobry i zły policjant. Budka postrach, Trzaskowski – luzak. Miało być wyraziście („aborcja jest ok”) i konkretnie (wiesz, słupki wykresiki, 276), nowocześnie i na pohybel dziadersom. I nawet tak fajnie wyszło. Czyli jak zawsze, bo polityczna opozycyjna rzeczywistość skrzeczy. Coraz bardziej.

Na złość Kaczyńskiemu odmrożę sobie uszy – to był dotąd cały program opozycji. Dla normalnych Polaków nieatrakcyjny, bo to czy owo się nie podoba, ale to nie „reżim”. A jeśli już to „sanitarny”, co tyleż wkurza, ale i ma swoje dobry strony, co przyznać musiał nawet tak zajadły „antykaczysta” jak Waldemar Kuczyński, który ostatnio pochwalił i Wojsko Obrony Terytorialnej i organizację szczepień na Narodowym, a nawet napisał, że „aborcja nie jest ok”. I… oberwał koszmarnie. Od swoich. Za zdradę.

Tego autentycznego rubikonu Trzaskowski i Budka w swojej power-pointowej prezentacji z wykresami na maturę z WOS nie przekroczyli. Nawet się nie zbliżyli. Zbliżyli się za to do „rubikonia”, ale o tym za chwilę.

Polityczni młokosi przeciw dziadersom

Zatem kluczowe jest nie to, czy duet Trzaskowski & Budka zaprezentował coś właśnie zgoła innego, tylko to, po co im to było? Otóż chcieli mówić innym językiem, niż ich właśni „dziadersi”, a więc chcieli odciąć się od nich. Przeszłość oddzielić grubą kreską.

Przede wszystkim dla nich dziadersem jest Grzegorz Schetyna, z którym obaj mają już otwarty konflikt. Zauważmy jednak, że zabrakło rytualnego okadzania Donalda Tuska. Fakt, że za jego panowania Trzaskowski i Budka byli da facto trzeciorzędni. Lecz oni nie tylko biorą odwet za dawne upokorzenia (klasyczny motyw polityczny), ale przede wszystkim przyznają racje temu, co sam Donald Tusk ogłosił wcześniej – że jest obciążeniem. Wszak tak uzasadniał swoją rejteradę z wyścigu prezydenckiego wbrew PO i całej opozycji. Zauważmy, że jeszcze nie tak dawno, Trzaskowski był de facto… trzecim wyborem. I to ratunkowym. Tu mają rację. Oczyma wyobraźni widzę tę naradę sztabową: „zostawmy Tuskowi wsparcie Lampart jak niegdyś Kijowskiego. My jedziemy dalej. To teraz nasza firma”. Nie na tyle, by zmienić jego wzór na opozycję, ale już bez wyczekiwania Donalda na rubikoniu, który „zaorze” (ten sposób myślenia wewnątrz PO, utrwalony na taśmach prawdy, przetrwał po dziś dzień).

W końcu PO zauważyła, że na skraju świadomości Polaków jest ten obraz sprzed paru dni – sojuszu tyleż przemądrzałych, co przebrzmiałych, politycznych niegdysiejszych wszystkomających i wszystko-mogących, a więc omnipotentów: Adama Michnika z Donaldem Tuskiem, który ich zawiódł. A dzisiejsze ich deklaracje z „Debaty Wyborczej”, że „za komuny było lepiej”, lokują obu byłych posłów (tak, tak A. Michnik, gdy był red. naczelnym, był też posłem z Bytomia) jako swoisty suplement do „Onych” – interlokutorów Teresy Torańskiej z "Wyborczej" z wierzącymi w komunizm sędziwymi aparatczykami, którzy wspominali jak mogli, jak chcieli dobrze, a wyszło jak zawsze, demokracja tak, wypaczenie – nie. I zauważmy – pił do tego subtelnie Borys Budka, mówiąc, że PO powstała na sprzeciwie. I tu Budka, którego z resztą w Hali Oliwii zdaje się, nie było, ma rację, bo był to sprzeciw także wobec "Wyborczej", która Tuska traktowała jak ojcobójcę jej ukochanej Unii Wolności. Sławek Nowak do nowego domu Donalda zabrał nawet młodzieżówkę, co otworzyło dlań wiadomą drogę do wszystkiego.

Tusk to obciążenie. To teza zawarta implicite w sobotnim wystąpieniu. Budka, zapowiadając sobotnią prezentacje, mógł na Twitterze, podśmiać się ze słynnego tuskowego wpisu po aferze hazardowej „przykra sprawa nie lekceważę jej”. Tylko tyle i aż tyle. Dlań to wielki krok, ale dla Polski – żaden. To już dawno się stało, a panowie w końcu to uznali.

Ich dwóch

Ale także pokazali, że liczą się oni dwaj, a nie partia, parlamentarzyści, posłowie. Dwadzieścia lat temu Platforma zaczynała w Hali Oliwii od trzech tenorów oklaskiwanych przez politycznych no-name-ów (jak się okazało przyszłych ministrów sportu o przeszłości i mentalności właścicieli nocnych lokali w Łodzi czy samorządowców, których sławetne poty na konferencji prasowej wybuchłej właśnie po aferze hazardowej mówiły wszystko). Jednak wówczas przekaz był jasny: czas na zmiany, odejście od syndykatów spod znaku AWS, UW, ZSL, SLD. Potem, co prawda wyszło jak zawsze („dopóki jesteś w PO będę cię bronił jak niepodległości”, ale jak odejdziesz – no-mercy). Wówczas ten, co zapowiadał „3 x 15% podatków”, gdy zdobył władzę podwyższał je o cztery procent. Miał być liberał, który zajechał prywatne emerytury. Był konserwatysta i był gość, który miał niezły wynik w wyborach prezydenckich. Był ś.p. Religa (potem PiS), ś.p. Gilowska (potem PiS), Rokita (potem out). Teraz było tylko ich dwóch. Ich, których wówczas, w Gdańsku nawet nie było.

Jeśli Budka pisał „czas na zmiany”, to nie dlatego, że czytał diagnozę Jarosława Kaczyńskiego o problemach lat 90., tylko dlatego, że chciał zmiany opozycji. Chce być jej wodzem mimo, a może właśnie dlatego, że wszyscy widzą, że już na samą PO ma kapelusz za duży o dwa rozmiary. Dlatego z Rafałem Trzaskowskim, który w odróżnieniu od Budki choć liczbę głosów ma za sobą solidną, próbują rząd wewnątrz-opozycyjnych wrogów móc zmóc.

Dlatego teraz duet Trzaskowski i Budka zastąpili nie tylko triumwirat, duumwiratem, ale i zastąpili całą partię sobą. Platformie dotąd zarzucano, że jest jak tragicznie zmarły Bronisław Geremek – jak jest na schodach, to nie wiadomo, czy wchodzi czy schodzi. To teraz uznali, że czas na poglądy – i jednoznacznie ulokowali się za aborcją. Przeciw Kaczyńskiemu, to jasne, ale w to mu graj. Tego chciał prezes PiS – by cała Platforma stanęła obok Trzaskowskiego, szła w marszach Marty Lempart. Budka właśnie ostatecznie skleił Platformę z nią, a nie z bodaj ostatnim konserwatystą Ireneuszem Rasiem, którego powoływanie się w liście otwartym na deklaracje ideowe PO, przewodniczący PO ma najwyraźniej w głębokim poważaniu. Zdaje się, że takie potraktowanie nie powinno zostawić Ireneuszowi Rasiowi, Antoniemu Mężydle i Janowi Filipowi Libickiemu miejsca na opozycji. Jeśli nie będą udawać, że deszcz pada, a w czasie konwencji padł im YouTube, to mogą sobie wybrać, czy wolą Porozumienie Bielana czy Gowina (niepotrzebne skreślić).

Skądinąd to swoiste to by w ciągu pół godziny prezentacji – mówiąc o łączeniu, pozyskaniu choćby pięciu parlamentarzystów Kaczyńskiego, rozpocząć de facto od wyrzucania swoich.

Jarosław Kaczyński zawsze wygrywał na czytelnych podziałach. One są ważniejsze niż dzisiejsze konkretne miana sondaży ws. aborcji na życzenie. Praca u podstaw może tu zrobić wiele. I „Lemparciątka” to wiedzą, co najdobitniej wściekłe pokazały ataki na plakaty który przedstawiały nienarodzone jeszcze dziecko wpisane w serce.

Ich plan

Budka i Trzaskowski nie tylko z powodów pandemicznych wystąpili sami. Nie tylko chcieli pokazać, że partia to oni, ale chcieli pokazać, że opozycja to oni.

Nie bez kozery Borys Budka odkrywszy, ilu posłów opozycji trzeba do prezydenckiego weta, zapraszając Rafała Trzaskowskiego na scenę po raz pierwszy tak wyraźnie podkreślał, że to wiceprzewodniczący PO. Ten musiał się na to zgodzić, by ruch jego imienia został jak Himilsbach z angielskim.

Mimo, że ich główna propozycja – zjednoczonej opozycji – niczym nie różni się od konceptu, którą Grzegorzowi Schetynie udało się (!) zrealizować (i to było najbardziej pyrrusowe zwycięstwo w III RP). Oni – jak na razie tylko ją zaprezentowali. Teorię. I loga: Polski 2050, Lewicy, PSL.

Ani Kobosko-Hołownia, ani Zandberg-Czarzasty, ani Kosiniak-Kamysz nie potwierdzili swej partycypacji. Sądząc po ich tweetach, nie tylko nikt z nimi nie rozmawiał w przódy, co przypomina taktykę Ryszarda Petru, który wychodził do kamer i prezentował swoje stanowisko wbrew uzgodnionemu przed chwilą całej opozycji). I ono stawało się „faktem medialnym” na czas jakiś. A potem balonik pękł.

Tyle, że gdy wielką zjednoczoną opozycję robił Schetyna, to ta sądziła, że idzie po władzę, która jest za rogiem, więc mogła przełknąć nie takie upokorzenia. Teraz Budka i Trzaskowski obiecują, że za parę lat wypłyną znowu, czyli są jak Zagłoba co Szwedom Niderlandy obiecywał. Równie dobrze PO może wówczas już nie być. Tymczasem taki PSL już najsrożej zapłacił za bycie przystawką do Jażdzewskiego i Tuska. I to wcale nie musi być koniec ich upadku. I teraz Trzaskowski z Budką stawiają go obok SLD, która ustami prof. Joanny Senyszyn chce eutanazji dla dzieci. Taka auto-definicja opozycji dla Kaczyńskiego jest super, dla Kosiniaka – to polityczna śmierć. Dla Zandberga i Hołowni zresztą też. I wszyscy to wiedzą. Budka i Trzaskowski grają jak Tusk na przejedzenie SLD. Dlatego i Hołownia i Zandberg na Twitterku protestują pisząc, że w „Sexmisji” – nie chcą być „dodatkiem do balu, na którym ucztują mężczyźni”. Mają dość Archeo, chcą na powierzchnię.

A dla Polaków, na powierzchni jest PiS. I normalne życie, wbrew ideolo, mimo smogu, można oddychać. A PiS, jak przed przed przejęciem władzy w 2015 r. na dwa-trzy lata, zapowiada przedstawienie oferty dla Polaków. Nowy Ład Morawieckiego będzie tu kluczowy.

Plusy dodatnie

Rację ma Rafał Trzaskowski, że powrót do haseł Aleksandra Kwaśniewskiego i Donalda Tuska. „Wybierzmy przyszłość” zawsze polit-technologicznie ma sens. Tyle tylko, że zaprezentowana przezeń dychotomia przeszłość (PiS) – przyszłość (PO/ZO) nie utrzymała się nawet podczas samej prezentacji Budki i Trzaskowskiego. Obaj częściej mówili o PiS to czy tamto zrobił, jak oni będą robić w ramach depisizacji, nie zaś co zrobią w przyszłości dla zwykłego Kowalskiego i Nowaka.

„Przejdźmy do konkretów” – też zawsze działa. Teraz coś wreszcie było. Wzrost wydatków na służbę zdrowia. Ale większość wyborców pamięta jeszcze posłankę PO zapowiadającą „kręcenie losów na służbie zdrowia”, jak i rządy z postępującą komercjalizacją służby zdrowia (odwrócenie tego procesu może PiS przynieść ogromne Polsce, a PiS dodatkowe dwie kadencje tylko musi to być zrobione dobrze, i sensownie).

Tyle, że Polska to nie Warszawa, gdzie w każdej kolejnej zwycięskiej dla siebie kampanii zapowiada ukończenie skanalizowania stolicy (tak, tak rozpoczętej przez Rosjanina Sokratesa Starynkiewicza w trzeciej ćwierci XIX wieku). To, co działa w Warszawie, nie zadziała w Polsce. Trzaskowskiego ekologia level hard nie zadziała wiarygodnie tylko w dolnym biegu Wisły. To, co może fajnie wyglądać na twiterku – jak konkret postaci objęcia całej puszczy białowieskiej parkiem narodowym, jest nie tylko zabójcze dla PSL, ale i gdyby się stało, mogłoby zabić turystykę tam bardziej niż pandemia. Nie tylko dla ludowców, fajnie brzmiące hasła dzielenia na moherowe berety, są po prostu zabójcze.

Więcej dziur w całym niż autor, widzi każdy średnio-inteligentny Polak. Co nie zmienia faktu iż o tym, że to nie Polski od Kaczyńskiego – Morawieckiego i Dudy nie przejął duumwirat Trzaskowski-Budka zadecydował mały procent głosów. Środka. PO właśnie zeń zrezygnowała. Pytanie czy PiS będzie umiał wyciągnąć do tych Polaków rękę. Coraz bardziej wątpię.

Antoni Trzmiel jest dziennikarzem portalu DoRzeczy.pl, Telewizji Polskiej, Polskiego Radio, ale za przedstawione powyżej poglądy nie ponosi winy żadna z redakcji, tylko on sam.

Źródło: DoRzeczy
Czytaj także