Wczoraj odbyło się spotkanie dużej części opozycji. Niektórzy nazywają dzisiejsze spotkanie „historycznym”, inni twierdzą, że nie miało większego znaczenia w kontekście współpracy przedwyborczej. Czy to początek budowania formacji opozycyjnej?
Dr Andrzej Anusz: To jest kwestia znalezienia wspólnej płaszczyzny. Kwestia opodatkowania mediów jest takim elementem. To spotkanie było też pokłosiem tej akcji największych mediów, gdy stacje telewizyjne, portale, wyłączyły nadawanie, były czarne plansze. I ta akcja zrobiła ogromne wrażenie na Polakach. W sensie dynamiki politycznej było to bardzo poważne wydarzenie. Opozycja się w ten trend na pewno wpisała. Pod tym względem było to spotkanie udane. Jednak za wcześnie przesądzać, czy przełoży się ono na coś trwałego. To nie jest jeszcze moment, by tak twierdzić.
Powstaje pytanie, czy taka wspólna lista jest rozwiązaniem sensownym. Z jednej strony system liczenia głosów metodą D’Hondta promuje duże ugrupowania i przemawia za jedną listą, ale z drugiej strony na szerokiej liście obecność konserwatywnych przedstawicieli PSL może odstraszać wyborców lewicy i odwrotnie, obecność radykalnej lewicy może odstraszyć bardziej konserwatywnych, umiarkowanych wyborców. W takim razie większy sukces mogłyby przynieść dwie listy – lewicowo-liberalna i umiarkowanie konserwatywna, chadecka?
Zdecydowanie tak. Od dłuższego czasu opozycja ma pewien dylemat. Jej wyborców jest więcej niż wyborców PiS-u, a jednak wybory wygrywa Prawo i Sprawiedliwość. Rozdrobniona opozycja przegrywa. Próby jednoczenia też są obarczone sporym ryzykiem. Start Koalicji Europejskiej zakończył się porażką. Z kolei udanym manewrem była współpraca w wyborach do Senatu. Więc głównym problemem jest to, jak zagospodarować wyborców. Moim zdaniem opozycja decyzję o tym, czy pójdzie jako jedna lista, czy dwie, podejmie przed wyborami. Hasło „jedna opozycja” jest oczywiście hasłem nośnym, ale wygra na nim jedynie Platforma Obywatelska, a stracą lewica i PSL. Być może będzie tak, że powstanie jedna lista PO z Hołownią i lewicą, osobno PSL. A może będzie koalicja PO-PSL i wspólna lista Hołowni z lewicą. Tu ciężko cokolwiek przesądzać.
Na to wszystko nakładają się też rozgrywki w Zjednoczonej Prawicy. Jest ostry spór w Porozumieniu. Z drugiej strony Solidarna Polska też mocno licytuje. Czy można prognozować, w którą stronę to pójdzie?
Tu jest to, co mamy od dłuższego czasu – Zjednoczona Prawica przyjęła w tej kadencji zupełnie inną formę, jako koalicji rządowej, w poprzedniej kadencji była to pełna dominacja PiS. Dziś PiS jest podmiotem największym, ale już nie hegemonem – bo sejmowa arytmetyka jest nieubłagana. Jeżeli którakolwiek z partii koalicyjnych zerwie współpracę, będzie koniec sejmowej większości dla PiS. A do tego, koalicjanci PiS są na przeciwległych skrzydłach. Jeśli teraz Porozumienie Gowina blokuje jakąś ustawę, to Solidarna Polska mówi łagodniej, że owszem, nie wszystko się jej podoba, ale sprawę trzeba przeanalizować. Gdy z kolei blokuje coś SP, to w roli arbitra stawiać się próbuje Porozumienie. To klasyczna próba rozgrywania przez te partie, w celu wzmocnienia swojej pozycji w ramach koalicji rządzącej. Natomiast jest jedna istotna rzecz.
Jaka?
Bardzo ciekawą sprawą jest działanie konserwatywnej frakcji wewnątrz Platformy Obywatelskiej. Grupa ta zaznaczyła swoje jasne stanowisko w sprawie aborcji. I to jak się zachowa tych około dwudziestu posłów jest bardzo istotne. Bo ich wyjście może być bardzo dużym wzmocnieniem dla partii Jarosława Gowina i ewentualnie wtedy może powstać nowy ruch złożony z Porozumienia Gowina i konserwatystów z PO. I taki ruch mógłby iść na wspólnej liście z Polskim Stronnictwem Ludowym.
Czytaj też:
Sawicki o spotkaniu opozycji: Świetne, ale całkiem bez znaczenia