Borys Budka w pułapce wiecznej opozycji
  • Antoni TrzmielAutor:Antoni Trzmiel

Borys Budka w pułapce wiecznej opozycji

Dodano: 
Deklaracja ideowa PO
Deklaracja ideowa PO 
Budka określając PO jako „pro-abo” wszystko stracił i nic nie zyskał. Stracił społeczny środek, bo skleił się z fobiami posłów Gduli i Spurek, a nie ma jak ich kontrolować (patrz poseł Jachira). Zamknął drzwi Wielkiej Koalicji, bo przekroczenie jej progu oznacza dla PSL i Konfederacji seppuku. Tak jak dla transferu ze Zjednoczonej Prawicy. Zyskał tylko jedno – teraz, gdy stanął dokładnie tam, gdzie naznaczył mu miejsce Kaczyński, zadba oń sam prezes. A będzie to Budce potrzebne, bo dopadną go kobiety, które zaraz poczują się… oszukane.

Wszyscy znamy ten typ. Taką ciocię, której mama nieopatrznie, pół żartem, pół serio, rzuciła „kochana wyglądasz coraz lepiej”. A ta od tej pory, przez lata odmawiała kawałka sernika, a nawet herbaty, ważąc atmosferę rodzinnego przyjęcia wypominając zamierzchły przytyk niezmiennym zdaniem: „piję tylko wodę, bo jestem na diecie, ty wiesz przez kogo”.

Borys Budka wszedł w te buty. A, że już dość powszechnie był jak Geremek na schodach, postanowił zaprezentować, że jak chce być sprawczy i wyrazisty, to będzie. Z marsową miną, na tle stadka niewiast, prezentował się jako samiec alfa. No, na skalę możliwości.

Bojąc się Schetyny

Zarazem czując swoją fasadowość, uwierzył prawdziwemu demokratycznemu wynikowi Trzaskowskiego i jego lewicowej linii politycznej. Jednak na wszelki wypadek nie próbował właśnie oznajmionego „stanowiska PO ws. praw kobiet” przepchnąć przez Radę Krajową, a jedynie przez zarząd. To ważne. Nie tylko dlatego, że nie traktuje rzeczy poważnie, ale dlatego, że Budka się najwyraźniej boi wyjść poza zarząd. A tak jest miło, zgrane panie, pokroju Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, która po blamażu nie może mu zagrozić. No i nie ma otwartych kontestatorów jego przywództwa, jak Grzegorz Schetyna (który to pomysł wielkiej koalicji anty-PiS zrealizował, a nie tylko zaprezentował w PowerPoincie).

Słów było wiele, ale liczą się dwa: faktyczna legalizacja aborcji do 12. tygodnia oraz zapewnienie, że każdy poseł PO w tej sprawie będzie mógł… głosować jak chce. I to kiedyś, w przyszłości.

Tak też obiecał Budka tyle, co Onufry Zagłoba królowi Szwedzkiemu (ci zresztą, wzorem Węgrów, mogliby nasze skarby wreszcie oddać). Bo, co jak co, większości konstytucyjnej Budka mieć nie będzie, więc tego projektu nie przeprowadzi. Wymaga to nie tylko przejęcia władzy, ale i zmiany Konstytucji. Wszak w wyroku z 2007 roku podobną ustawową przesłankę uchwaloną przez SLD-PSL utrącił „Trybunał Zolla”, a nie „Trybunał Julii Przyłębskiej”. Profesor Zoll gotów wyjść ze świeczką.

Dlaczego Budka obiecując Niderlandy z marsową miną sam naraził się na śmieszność? Przecież kobiety nie zapomną mu deklaracji, która zostanie równie pusta, co deklaracja ideowa PO (strona 7 tejże podpisanej przez samego Donalda Tuska, stanowi ilustrację tego tekstu).

Będzie mógł więc Budka powtarzać, że jak mężczyzna mówi, że coś zrobi, to zrobi. I nie trzeba mu powtarzać co pół roku. I dodawać: wicie, rozumiecie, są obiektywne.

Budka wzmacnia Gowina?

Trzeba przyznać, że są obiektywne trudności. Ta druga z faktycznych deklaracji PO jest ważniejsza, bo konkretna: każdy będzie głosował jak chce.

Jasne, że nie wynika z wolnościowych odchyleń przewodniczącego PO. On po prostu nie chciał od razu rzucania legitymacjami przez Ireneusza Rasia et consortem. Ci, zawsze będą mogli powiedzieć jak Kazimierz Michał Ujazdowski, że wierzy w zmianę decyzji PO. Czyli, że będą mogli mówić, że to nie decyzja PO, tylko, że deszcz pada; że są za, a nawet przeciw – co w ich indywidualnych głosowaniach widać od lat.

Tyle, że tak się dziś nie da. Zwłaszcza, że Borys Budka zapowiedział, iż kto „nie z nami ten przeciw nam”. Więc pro-lifersi mogą być pewni, że ich miejsca na listach wyborczych będą równie równie „biorące”, jak żniwa w lutym. Budka, którego przywództwo jest coraz bardziej ceremonialne, nie może pozwolić sobie na ideową wewnętrzną opozycję. Wszak jego jedyną siłą jest bycie alter-ego Kaczyńskiego. Jeśli Kaczyński zakłada zimą czapkę, to Budka musi odmrażać sobie uszy. Inaczej go nie ma.

Jeśli konserwatyści staną w prawdzie, to będą mieli wybór między Kosiniak-Kamyszem, a więc rolę senatora Libickiego, który może do „tygryska” zadzwonić, że się z nim nie zgadza – realnie nic nie kosztuje, a pluralizm poglądów zawżdy dobrze wygląda na każdym politycznym kożuchu. Albo też iść drogą Gowina – na zewnątrz PO. Tyle, że ten, nie licząc obecnych nieporozumień, nie chce zostać nowym Markiem Jurkiem - koryfeuszem przegranej w tym elektoracie sprawy. Zwłaszcza, że wygrał ją, w powszechnej percepcji, Kaczyński. Stąd Budkę stać było postawienie kropki nad i w sprawie aborcji. Bo Gowina, który kiedyś stawiał się Tuskowi, stawia to w roli przystawki – za lub przeciw aborcji, za lub przeciw Kaczyńskiemu. Tak Gowina, jak Rasia, tak Schetynę – to kalkulacja Budki.

Dorzynanie SLD

Z deklaracji Budki, jakby ta była spisana na wołowej skórze (sorry Miss Spurek MEP) najbardziej ucieszyła się nowa Lewica. Poseł Bąk witała słowa, słowa, słowa Budki i tercetu kobiet niczym karp dźwięk pierwszej kolędy w supermarkecie. Yupi, jesteśmy w centrum zainteresowania! Nasze na wierzchu!

Tyle, że trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czymże się teraz będzie różnić SLD od PO? Dotąd, to było to samo, tylko bardziej. I szału z poparciem społecznym nie było, ale lewicowych hardcorowców różnice były. Teraz zostaje eutanazja czy LGBT, ale z tej mąki chleba nie będzie do 2050 roku, co najmniej, o czym boleśnie przekonała się poseł Anna Maria Żukowska, która mimo posiadania całej życzliwości przewodniczącego Czarzastego, z funkcją złotych ust partii musiała się pożegnać. Bo co daje istnienie poseł Senyszyn nie daje odżyć partii.

Budka to wie i dlatego właśnie idzie drogą Donalda Tuska – od ślubów łagiewnickich do deklaracji bycia „socjaldemokratą” udzielonego nomen omen „Polityce” – niegdyś ze sztandarem KC PZPR w winiecie. Ale jak każde naśladownictwo, ruch Budki ma ułomność. Tusk robił to z pozycji władzy i tego, co może zabrać PSL frukta, a nie opozycji, który może tylko obiecać.

Borys Pyrrus

Stąd też dzisiejsza deklaracja „pro abo”, jak obecność w marszach Lempart, spodoba się posłowi Gduli, sklejając go zeń bardziej niż Leszek Miller. Toć jednak Budce uniemożliwi realizację celu, który ogłosił… raptem dziesięć dni temu. Wielkiej koalicji (teraz albo potem).

W realnym sondażu (oko.press bazujące na prezentacji Trzaskowskiego i Budki pomijam), który portal DoRzeczy.pl zaprezentowało w niedziele 230 mandatów ma cała anty-pisowska opozycja. A więc nie tylko z tyleż bliźniaczymi, co bratobójczymi dla Budki Hołownią Czarzastym ale i z Konfederacją i PSL.

Tym dwóm ostatnim „pro abo” deklaracja Budki zamyka możliwości koalicji, bo dla wielu proboszczów w „Polsce B” byłaby przedmiotem kazań, iż przypowieść o Szawle i Piotrze działa w dwie strony (niektórzy wskazują tu na mec. Giertycha, którego zdjęcia z wpływowymi ojcami współczesnego Kościoła są jeszcze w internecie). A zatem oznaczałaby dla obu ugrupowań realny społeczny koniec. A dla działaczy – ratuj się kto może, bo toniemy.

A przecież i tak antypisowi brakowałoby całego mandatu do możliwości utworzenia rządu. Utworzenia, nie mówiąc o przetrwaniu. Jeśli w zeszły weekend Borys Budka mówił, że szuka w Zjednoczonej (?) Prawicy „pięciu sprawiedliwych” (vel zdrajców – niepotrzebne skreślić), to po wyborach Borys Budka będzie jak Miś Puchatek, który im bardziej zaglądał do słoiczka z miodem tym bardziej go nie było. A obecna sytuacja „z przystawkami Kaczyńskiego” jest tylko zapowiedzią tego, że nawet na listach firmowanych przez któregokolwiek kota prezesa, nie znajdzie się nikt w typie Radka z Chobielina.

A zatem jaki jest bilans Budki? Utracił zdolność manewru na opozycji, wpisał się idealnie w pułapkę na myszy zastawioną przez Kaczyńskiego. Teraz „prezes prezesów”, będzie ofiarę dokarmiał, by ta głośno mogła piszczeć jaki to on brutal. Koty to lubią.

Może i lepszego, a na pewno mądrzejszego, Stańczyka by sobie Jarosław Kaczyński znalazł, ale trzeba przyznać, że ten jest z pewnością najwygodniejszy.

Antoni Trzmiel jest dziennikarzem portalu DoRzeczy.pl, Telewizji Polskiej, Polskiego Radio, ale za przedstawione powyżej poglądy nie ponosi winy żadna z redakcji, tylko on sam.

Czytaj też:
"Mnie to brzydzi". Lisicki o decyzji PO ws. aborcji
Czytaj też:
Aborcja do 12. tygodnia. PO proponuje "Pakiet Praw Kobiet"

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także