Moja teza o pandemii. Prywatna, ale z papierami

Moja teza o pandemii. Prywatna, ale z papierami

Dodano: 
fot. zdjęcie ilustracyjne
fot. zdjęcie ilustracyjneŹródło:PAP / Leszek Szymański
24 marca, dzień 387 | Wpadł mi w ręce (dzięki dla Przemka Imielińskiego) inspirujący wykres dotyczący sezonowości występowania patogenów powodujących infekcję górnych dróg oddechowych. Wynika z niego kilka ciekawych rzeczy, niektóre są oczywistością, ale warto je wszystkie przypomnieć.

Po pierwsze mamy od wielu lat wykrytych wiele koronawirusów. Ten „nasz” to żadna nowość, to, że większość ludzi go przechorowuje – i to bezobjawowo – dowodzi, że nasz układ immunologiczny miał już z nim do czynienia, inaczej padalibyśmy jak muchy. Po drugie – powody infekcji górnych dróg oddechowych przychodzą falami i falami odchodzą, co nazywa się sezonowością. Ten rytm powtarza się co roku i również dotyczy koronawirusów.

Zniknięcie grypy

Ciekawym zjawiskiem okresu pandemii koronawirusa jest zniknięcie grypy. No, nie ma bata. Wirus co prawda również spowodował zanik innych chorób, ale to z powodu ich niediagnozowania, gdyż wszystkie ręce poszły na pokład epidemiologicznego hitu sezonu, który się sporo przedłużył. Wychodzi na to, że grypa się „posunęła” robiąc miejsce koronie. Nic takiego nigdy nie występuje.

Następnie mamy jeszcze jedną okoliczność. Doktor Wolfgang Wodarg, kiedyś odpowiedzialny za zdrowie publiczne w Niemczech, dziś wróg publiczny numer jeden mówił w wywiadzie, cytowanym w książce pt. „Fałszywa Pandemia 2. PCR” (str. 156): „… bez testu PCR dla wirusów SARS-COv-2, przygotowanego przez niemieckich naukowców, nie zauważylibyśmy jakiejkolwiek koronawirusowej „epidemii” ani „pandemii”. Po tym, jak zleciła go WHO (bynajmniej nie w celu wykrycia choroby), zaczęto przeprowadzać testy w całym kraju, starając się znaleźć fragmenty wirusów SARS. Jedno ze źródeł w Chinach, którego prof. Christian Dorsten, jeden z twórców testu PCR, nie chciał wymienić w wywiadzie dla niemieckiego radia, potwierdziło wirusologowi, że, stosując test, znaleziono poszukiwany fragment SARS w wirusie Wuhan-SARS. Jak jest test, którego wynik okazuje się pozytywny dla wielu różnych, zmieniających się i rozprzestrzeniających się na całym świecie od wielu lat wirusów SARS nietoperzy, psów, tygrysów, lwów, kotów domowych i ludzi, może być uznany za właściwy dla potwierdzenia wykrycia istniejącego rzekomo zaledwie od czterech miesięcy [wywiad spisany w maju 2020] wirusa SARS-CoV-2? Jest to najwyraźniej czuły test, który daje zbyt wiele pozytywnych wyników, a zatem może również wykryć wiele patogenów podobnych do tych, które podlegały rekombinacji w sposób naturalny. To nie zaprzecza jednak temu, że może również wykryć wirusy z Wuhan”. Tyle doktor Wodarg, teraz z tej samej książki (str. 42) doktor Heiko Schoning: „Mamy już pierwsze badania z Chin [wypowiedź z marca 2020], gdzie wybuchła ta choroba, które mówią, że ten test tylko w zadziwiająco nielicznych przypadkach testuje to co potrzeba. Informację tę (oryginalne badania) można znaleźć na PubMed. Test ten jest specyficzny tylko w 20% przypadków. Oznacza to, że jest poprawny w 20%, a w 80% daje fałszywe pozytywne wyniki”.

Testy na koronawirusa. A na grypę?

Zebrawszy to wszystko razem, czyli sezonowość patogenów, zanik grypy to, że nie wiadomo naprawdę CO wskazują pozytywne testy i że się mylą w 80% stawiam tezę, że te nadmiarowe testy pozytywne pokazują również inne patogeny z przedstawionej tabelki, czyli grypę. To logicznie jedyny powód jej „zniknięcia”. Dodajmy, że przed 2020 rokiem nie robiono żadnych testów na grypę, tylko chorych, z obecnymi dzisiejszymi objawami koronawirusa, kładziono pod domową kołderkę. Jak im się pogarszało to pod szpitalną.

A konsekwencje tego są bardzo poważne. Po pierwsze takie nadmiarowe w większości wyniki powodują panikę, że mamy do czynienia z pandemią, choć ilość zakażeń i zgonów nie odbiega od większych sezonowych gryp. Po drugie – przy panikarskim podejściu – powodują spowolnienie procedur leczenia na cokolwiek innego, za co płacimy nadmiarowymi zgonami niekowidowymi. Poniżej tabelka zgonów za pierwsze 10 tygodni w latachPo trzecie – spróbowałem sobie zrobić pionową linię na grafice sezonowości „gryp” i poruszać sobie po miesiącach, by zobaczyć co się wtedy działo z koronawirusową pandemią, skoro spowodowało ją prawdopodobnie wykrywanie w testach 80% innych niż korona patogenów. No, popatrzmy na wykres sezonowości omówiony na początkuTrzecia fala czy sezonowe wirusy?

Koronawirus – u nas – pojawił się w marcu, na świecie, czyli wtedy w Chinach, w grudniu. I prawidłowo. Niespecjalnie narozrabiał, nasze działania były raczej prewencyjne. Ilość osób chorych i zgonów zaczęła wzrastać, ale głównie z powodu… robienia testów. Jak ktoś z podobnymi objawami umarł w lutym w roku 2020 w Polsce to mu pisali w akcie zgonu, że to z powodu infekcji dolnych dróg oddechowych. Od marca zaczęła się epidemia (jednostkowe przypadki, bo testów było mało) bo zaczęto testy doktora Dorstena. Potem weszły rinowirusy, takie lżejsze i mieliśmy spokój przez wakacje, aż do października-listopada, kiedy zaczął się sezon na warianty paragrypy 2 i 3 oraz RSV, czyli syncytialny wirus oddechowy. Po prostu mamy sezon listopad-marzec na grypę, jak co roku. I to wykrywają testy. W tym roku mieliśmy to samo: „drugą falę” październik-listopad, po lutowym zamieszaniu w zabawie w „otwieramy-zamykamy” mamy „trzecią falę”, która jest de facto tą samą sezonową falą patogenów w okresie listopad-marzec.

A więc mamy sezonowe wirusy, a nie jakieś nieodgadnione fale, które przychodzą nie wiadomo skąd. W kwietniu mądrale przewidują odstąpienie fali, ale powody takich prognoz mogą być wyłącznie sezonowe, skorelowane z rytmem rocznym grypy. Jakie są tego tragiczne rezultaty?

Ano takie, że zamyka się po domach w 80% prawdopodobnie… grypowców. Zamyka się gospodarkę z powodu testów o 80% błędu co do wykrywania wirusa. I tyleż ludzi zwozi się do szpitali, gdzie – jak wskazują statystyki – mamy największe źródło zakażeń koronawirusem. Tyleż ludzi trzyma się godzinami w izolatkach i karetkach, by przyszły wyniki takich testów umożliwiające (lub nie) dalsze leczenie innych niż kowid chorób.

I to wszystko stoi na mocno naciąganych testach. Wszystko.

Tak, ludzie umierają. Ale głównie dlatego, że teraz to widzimy. Wcześniej media się tym nie zajmowały. Dziś mają jedną busolę – strach. Wielu z umierających ludzi nie przeżyłoby grypy, bez tego koronawirusa. Ale wtedy nikt by nie pisnął, tak jak nie piskał, kiedy mieliśmy śmiertelne żniwo poprzednich sezonowych gryp.

Obostrzenia przynoszą odwrotny skutek?

Ale chciałbym przypomnieć jedno – wszystkie te obostrzenia prowadzą gremialnie do utraty ludzkiej odporności. Jak pisałem, ludzki system immunologiczny, pozbawiony bodźców patogenów, przed którymi chowamy się po domach, w distancingu czy maseczkowaniu, „rozleniwia się”. Jest to szkodliwy proceder i to na skalę światową. I jak taki „wyjałowiony” organizm natrafi gdzieś na jakiś patogen (a natrafić MUSI), to im lepiej się człek trzymał zasad, tym bardziej jest bezradny i byle GRYPA (o pozytywnym wskazaniu w testach PCR) może go obalić.

Wirus jest, tak jak był do tej pory, inne też funkcjonują, mają swoje sezony. Wiem, że to ciężko powiedzieć komuś, kto leży pod respiratorem, ale statystycznie rzecz biorąc – jeśli mamy do czynienia z pandemią to przez własne działania. Jeśli zapychamy szpitale ciężkimi przypadkami, to głównie z naszego powodu, nie jakiejś specjalnej zjadliwości koronawirusa. Bo z takimi testami to tylko Bóg wie na co ludzie umierają. A już na pewno największą z pandemii jest wywoływana pandemia strachu, która paraliżuje maluczkich a władzy i mediom daje do ręki narzędzie do zarządzania pandemią na postawie niepewnych testów, które są i były na początku wszystkiego.

PS. Módlmy się za Piotra Semkę, który w stanie ciężkim leży pod respiratorem.

Jerzy Karwelis

Więcej wpisów na blogu Dziennik zarazy.

Czytaj też:
Trumny z Lombardii po roku

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także