PIECZEŃ RZYMSKA | Wczasach prehistorycznych, kiedy jeszcze nie było Internetu, spotkałem damę, która z zapałem opowiadała jadowite, antysemickie brednie. Spytałem zatem, skąd to wie. Jak to?! – oburzyła się dama. – W książce czytałam!
Kobieta, nauczycielka z zawodu, reprezentowała tę dość liczną grupę głupców, którzy uważali słowo drukowane za prawdę objawioną. Wychodzili z założenia, że przecież kłamstw nikt by nie drukował. Byli zapewne przekonani, że nad zgodnością z faktami i rzeczywistością publikowanych książek czuwa jakiś wszechwiedzący organ. Dziś, gdy wksięgarniach pięknie wydane i oprawione kłamstwa stoją na półkach, nierzadko przecząc sobie nawzajem, nie ma to już żadnego znaczenia, bo mało kto książki czyta.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.