Najpierw państwo, potem wolność, czyli priorytety Kaczyńskiego
  • Łukasz WarzechaAutor:Łukasz Warzecha

Najpierw państwo, potem wolność, czyli priorytety Kaczyńskiego

Dodano: 
Jarosław Kaczyński w Krakowie
Jarosław Kaczyński w Krakowie Źródło: PAP / Stanisław Rozpędzik
Dla Jarosława Kaczyńskiego państwo jest elementem centralnym, podstawowym i najważniejszym. Dopiero na dalszych miejscach są obywatele, ich wolność osobista czy gospodarcza.

Nie jest to stwierdzenie odkrywcze, bo poglądy prezesa PiS w tej sprawie są znane, ale nieczęsto bywają wykładane tak jednoznacznie i przejrzyście jak podczas konferencji w Toruniu (całość wystąpienia można obejrzeć tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=RPqJBo8P8vs), poświęconej właśnie wolności gospodarczej i odpowiedzialności biznesu.

Oto najważniejsze punkty ponad trzydziestominutowego wykładu Jarosława Kaczyńskiego. Po pierwsze – państwo jest pierwotne wobec wolności gospodarczej, ponieważ to ono musi dla niej stworzyć ramy. Po drugie – istnieją dwa skrajne modele: pierwszy to całkowity brak wolności gospodarczej (model istniejący w stalinizmie), drugi to model libertariański (tak, błędnie, określił go Kaczyński), zakładający, że państwo jest jedynie nocnym stróżem. Żaden z nich nie może i nie powinien istnieć w czystej postaci. Rozwiązań należy szukać gdzieś pomiędzy nimi (powtórzył to następnie w swoim wystąpieniu Mateusz Morawiecki). Po trzecie – państwo oznacza realizację również zadań socjalnych i potrzebuje na to pieniędzy. Przedsiębiorcy, którzy nie są w stanie radzić sobie w warunkach realnych ograniczeń dla pełnej swobody działalności gospodarczej, nie powinni zajmować się biznesem, bo się do tego nie nadają.

Spośród tych tez najmniej dyskusyjna jest teza pierwsza. Istotnie – w warunkach braku państwa istnienie względnie trwałych, stałych i sprawiedliwych reguł działania dla przedsiębiorców i prowadzenie biznesu byłoby niezwykle trudne. Trzeba tu przy tym zaznaczyć, że mówimy o państwie jako takim, jakimkolwiek, niekoniecznie o państwie polskim. Wszak w warunkach braku własnego państwa Polacy doskonale radzili sobie w interesach w warunkach, bądź co bądź, państwa prawa w zaborze pruskim, austriackim, a nawet rosyjskim, mimo że państwo rosyjskie tworzyło tu relatywnie najgorsze otoczenie biznesowe. Zabór pruski jest tu szczególnie interesującym przykładem, ponieważ ekspansja finansowa i gospodarcza Polaków, mimo wrogości władz, była tam wyjątkowo wyraźna. Możliwa zaś była dzięki temu, że państwo pruskie stosowało, chcąc nie chcąc, te same reguły prawne wobec wszystkich.

Pozostałe punkty wywodu Kaczyńskiego oparte są na swego rodzaju manipulacji, polegającej na skrupulatnym pominięciu tych czynników, które nie pasują do etatystycznej wizji prezesa PiS.

Przede wszystkim problemem jest to, że Kaczyński uznaje państwo za wartość samą w sobie. Wartość pierwotną nawet wobec obywatelskiej wolności. Ta absolutyzacja państwa oznacza całkowite zerwanie nie tylko z klasyczną liberalną filozofią, zgodnie z którą państwo jest rodzajem umowy, a więc zobowiązania obywateli wobec niego wynikają z faktu, że ono z kolei pełni wobec nich funkcję służebną. Jeśli pełni ją źle – na przykład poprzez narzucanie nadmiernych ograniczeń – obywatele nie są zobowiązani wypełniać z kolei swoich obowiązków. Przykładem może być nadmiernie uciążliwy, zły system podatkowy. Etatyści tacy jak Kaczyński nie uwzględniają tej wzajemności zobowiązań. Uważają, że obywatelskie obowiązki wobec państwa – o ile, rzecz jasna, jest to państwo rządzone przez „słusznych” polityków – muszą być wypełniane niezależnie od tego, jak źle państwo swoich obywateli traktuje. Co ciekawe, zaciera się tutaj całkowicie zasadne rozróżnienie pomiędzy państwem (aparatem państwowym) a narodem. Ostatecznie czym innym mogą być przecież obowiązki wobec państwa, a czym innym – wobec wspólnoty narodowej.

Podejście Kaczyńskiego jest jednak także zerwaniem z polską tradycją państwową, w której wolność stanowiła zawsze punkt centralny, a wprowadzane od XV wieku pod naciskiem obywateli (czyli szlachty) regulacje, takie jak neminem captivabimus czy, później, konstytucja nihil novi wyraźnie ustawiają państwo – reprezentowane wówczas przez majestat królewski – nie jako absolut, ale właśnie jako gwaranta szlacheckiej wolności. Inaczej mówiąc – państwo dla obywateli I RP nie istnieje przynajmniej od XV wieku inaczej niż jako gwarant ich wolności. To kwestie ściśle i nieodwracalnie powiązane.

Kaczyński w swoim wystąpieniu odwraca ten porządek do góry nogami. Państwo ma być pierwotną wartością i tylko od jego łaskawości zależy, jak wiele wolności pozostawi obywatelom. Przy czym – o czym również Kaczyński nie wspomina – państwo nie jest autonomicznym, jednolitym i posiadającym własną wolę organizmem. We współczesnych warunkach tworzą je politycy i urzędnicy ze swoją immanentną zachłannością na kolejne kompetencje, będącą naturalną cechą każdego aparatu państwowego. Żaden aparat państwowy – o czym świetnie wiedzą Amerykanie i co jest od zawsze problemem w ich debacie publicznej – nie jest w stanie pilnować sam i sam ograniczać poszerzanie swojej sfery wpływów. Urzędnicy będą parli do powiększania swoich kompetencji i zakresu uznaniowości – a więc do ograniczania wolności – bo, po pierwsze, w ten sposób dowodzą swojej niezbędności i, po drugie, bo tak im jest wygodniej. Można tu przywołać przykład absurdalnego pomysłu rejestracji przedpłaconych kart telefonicznych. Nie jest to rozwiązanie niezbędne, te same efekty można osiągnąć – i do niedawna osiągano – innymi, mniej uciążliwymi sposobami, za to nakłada dodatkowe obciążenie na przedsiębiorców i na klientów. Jest za to bardzo wygodne dla służb, bo daje im do ręki nowy instrument, którego stosowanie wymaga relatywnie najmniejszego wysiłku. Zaś uzasadnienie oparte na „zwiększaniu bezpieczeństwa” dobrze się sprzedaje – większość zwolenników obecnej władzy łyka je bez śladu refleksji.

W wywodzie Kaczyńskiego to jeden z najbardziej charakterystycznych braków: całkowite zignorowanie tendencji aparatu państwowego do opresjonowania obywateli. Tak jakby obecność na najwyższych stanowiskach ludzi ze słusznej partii stanowiła automatycznie gwarancję, że wszelkie patologiczne tendencje immanentne dla samej konstrukcji współczesnego państwa zostaną zatrzymane. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie, szczególnie że przy władzy jest ugrupowanie, które właśnie w państwie widzi panaceum na wiele problemów; które nieprzesadnie ufa obywatelom i nie jest skłonne dać im większej swobodę działania, zarazem obciążając odpowiedzialnością za jego skutki. Czyli nie jest skłonne traktować Polaków jak ludzi dorosłych. Państwo PiS jest skrajnie etatystyczne i paternalistyczne, a skoro tak, to tym bardziej należałoby stworzyć mechanizmy hamujące rozrost jego kompetencji i krępowanie wolności. Kaczyński takiej potrzeby jednak nie dostrzega. To oczywiście logiczne: zwolennik etatyzmu i paternalizmu nie będzie przecież dążył do ich ograniczenia.

Za niemożliwy do zrealizowania w praktyce uznaje prezes PiS model, nazywany przez niego nie całkiem właściwie libertariańskim (w istocie to model klasycznie liberalny), czyli taki, w którym państwo odżegnuje się od aktywnej roli, tworząc jedynie równe pole gry dla wszystkich podmiotów. Można oczywiście uznać, że wcześniejsze błędy i zwichrowania ustroju gospodarczego sprawiły, iż przejście do tego modelu obecnie oznaczałoby zachowanie przez część podmiotów niezasłużonych, konkurencyjnych przewag. Ale nie zmienia to faktu, że właśnie ten model, uznawany przez Kaczyńskiego za utopijny, jest w istocie modelem nie tylko najsprawiedliwszym, ale i najefektywniejszym, który powinien stanowić ostateczny cel drogi zmian. Kto sądzi inaczej, musi przyjąć – jest to jedyne logiczne wyjaśnienie – że państwo, czyli w praktyce urzędnicy i politycy, wiedzą lepiej od obywateli, co jest im potrzebne. I faktycznie, tak działa wiele współczesnych państw i tak chce działać również państwo PiS. Przykładem może być obsesja Ministerstwa Rozwoju na punkcie elektromobilności, czyli gałęzi rozwoju, która w warunkach wolnego rynku, bez publicznych dotacji, ulg i preferencji, nie miałaby wciąż szans w konkurencji z tradycyjną produkcją samochodową. Jeśli Mateusz Morawiecki powtarza bajki o milionach elektrycznych aut (powtarzał je zresztą również w Toruniu), to musimy zdawać sobie sprawę, że realizacja tych pomysłów musi się odbyć kosztem obywateli, musi być finansowana z ich pieniędzy i kosztem tych przedsiębiorców, którzy w swoich dziedzinach będą musieli zmagać się z normalnymi rynkowymi warunkami, zamiast dostać od rządu specjalne fawory. Znajomość podstawowych reguł funkcjonowania gospodarki pozwala przewidzieć, że tam, gdzie pojawią się specjalne reguły dla wybranych, pojawią się także ci wybrani, specjalny gatunek gospodarczych cwaniaków, którzy przy równych regułach gry musieliby polec, ale świetnie wykorzystują przyznawane niektórym preferencje i na nich – czytaj: na innych przedsiębiorcach i obywatelach – żerują, budując domy ze szkła.

Inny przykład: także w Toruniu na tej samej konferencji wicepremier Morawiecki chwalił się instalowaniem w mniejszych miejscowościach inwestycji takich jak fabryka silników Mercedesa w niewielkim Jaworze. Inwestycje takie są przyciągane do Polski dzięki specjalnym preferencjom, za które płacą polscy przedsiębiorcy, którzy na takie specjalne traktowanie nie mogą liczyć. Mają znaczenie wyłącznie propagandowe (koszt utworzenia jednego miejsca pracy jest absurdalnie wysoki) i są kamieniem obrazy wobec polskich firm oraz dokładnym zaprzeczeniem reguły równego pola gry. Uwielbiała się nimi chwalić Platforma i uwielbia się nimi chwalić PiS – w tej sprawie (i nie tylko w tej) pomiędzy tymi ugrupowaniami nie ma większej różnicy. W tej propagandowej grze umyka jedno podstawowe pytanie: jeśli tego typu fabryki zagraniczne koncerny instalują w Polsce za sprawą specjalnego traktowania (na ogół polegającego na preferencjach podatkowych), czemu takich samych reguł nie wprowadza się w całej gospodarce dla wszystkich?

Specjalne warunki dla zagranicznych inwestorów, dla niektórych gałęzi gospodarki, a jednocześnie żyłowanie zwykłych przedsiębiorców przez fiskusa (1 marca zacznie działać Krajowa Administracja Skarbowa) – to fundamentalne naruszenie wolności działalności gospodarczej. Wolność oznacza bowiem także identyczne zasady dla wszystkich, a także jak najmniej uznaniowych kompetencji w rękach urzędników i jak najmniej politycznych interwencji w sposób działania państwa. Stałość reguł – to warunek sine qua non dobrze funkcjonującej gospodarki, w której przedsiębiorcy nie obawiają się inwestować. Jeżeli podczas toruńskiego wystąpienia Jarosław Kaczyński skarży się, że poziom inwestycji jest zbyt niski, powinien przyczyny poszukać w działaniach swojej własnej partii.

Najnowsze badanie przedsiębiorców „Busometr”, zamówione przez Związek Przedsiębiorców i Pracodawców (prowadzone między listopadem 2016 r. a styczniem 2017 r. na próbie 500 firm) pokazuje, że aż 60 procent firm w najbliższym czasie nie planuje inwestycji, przy czym aż 26 procent zamierza zrezygnować z inwestycji już zaplanowanych. Odsetek firm planujących inwestycje spadł o ponad 15 punktów w stosunku do poprzedniego półrocznego badania. Zdaniem Cezarego Kaźmierczaka, szefa ZPP, to pokłosie chaosu informacyjnego i decyzyjnego w sprawach reguł, w ramach których mają działać polscy przedsiębiorcy – i trudno się z taką diagnozą nie zgodzić. Trzeba jednak dodać, że niepewność taka pojawia się tam, gdzie reguł, ograniczeń, regulacji jest zdecydowanie zbyt wiele, a uznaniowość urzędników jest zbyt daleko posunięta. Prezes PiS tych czynników najwyraźniej jednak ze sobą nie wiąże.

Fryderyk von Hayek, które Kaczyński uznaje zapewne za utopistę i nieżyciowego ortodoksa liberalizmu, napisał w „Konstytucji wolności”: „Swobody pojawiają się tylko wtedy, gdy brakuje wolności: są one specjalnymi przywilejami lub ulgami, które mogą uzyskać grupy albo jednostki gdy reszta w mniejszym lub większym stopniu nie jest wolna”. I tak właśnie, mam wrażenie, widzi istnienie obywateli, nie tylko przedsiębiorców, w państwie PiS jego prezes: nie dajemy wam prawdziwej wolności – tej, która dla dawnych Polaków była esencją istnienia we własnym państwie – a jedynie swobody, który tu i ówdzie uwalniają was spod kurateli przemądrych urzędasów i jeszcze mądrzejszych polityków partii rządzącej.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także