Jak wynika z ustaleń dziennika „Fakt”, premier Beata Szydło przyznała, że nie pamięta samego momentu wypadku, dlatego nie jest w stanie określić czy w chwili zderzenia rządowa limuzyna używała syren. Jak ocenia prof. Marek Jarema, były krajowy konsultant w dziedzinie psychiatrii, odpowiedź szefowej rządu nie jest niczym nadzwyczajnym, ponieważ osoby biorące udział w tego typu wypadkach, bardzo często nie są w stanie przypomnieć sobie szczegółów związanych ze zdarzeniem. „Osoba, która brała udział w wypadku, może pokrywać ten okres niepamięcią” – mówi prof. Jarema. Dodaje również, że wpływ na to może mieć także trudna sytuacja psychologiczna poszkodowanego.
„Fakt” podkreśla wagę i znaczenie zeznań premier Beaty Szydło, dzięki którym śledczy mogliby ustalić czy limuzyna, którą podróżowała szefowa rządu, posiadała status uprzywilejowanej. Do przesłuchania Beaty Szydło doszło 23 lutego.
Przypomnijmy, że wypadek z udziałem premier Beaty Szydło miał miejsce na 10 lutego. Wówczas limuzyna, w której znajdowała się szefowa rządu, aby uniknąć poważnego zderzenia z fiatem, zjechała na pobocze. Premier Szydło została poobijana i trafiła do szpitala. Po przeprowadzeniu badań, została przetransportowana śmigłowcem do Warszawy.
Śledczy na podstawie zeznań świadków oraz monitoringu miejskiego obejmującego okres od momentu zjazdu z autostrady do miejsca zdarzenia ustalili, że kolumna rządowa z całą pewnością prawidłowo sygnalizowała swój uprzywilejowany status. Prok. Krzywicki informował w połowie lutego, że zeznania świadków, którzy nie słyszeli sygnałów dźwiękowych kolumny, są „sporadyczne” i dotyczą 2 osób na 22 przesłuchanych. Połowa z przesłuchanych świadków to funkcjonariusze BOR.
Czytaj też:
Oficer BOR złożył wyjaśnienia w sprawie wypadku limuzyny premier Beaty Szydło