Liderzy opozycji i duża część mediów ogłosili, że Kaczyński we Włocławku „zaatakował osoby LGBT”. Najwięcej emocji wywołało określenie „Ja bym to badał”, które padło w dosyć nieczytelnym kontekście. Warto zanalizować burzę wokół słów Kaczyńskiego, gdyż doskonale pokazuje ona trudności w dyskusji o trendach zmian obyczajowych i cywilizacyjnych.
Aby moc ocenić, co zaszło we Włocławku, trzeba zacząć od wiernego przytoczenia cytatu ze spotkania z działaczami PiS. Można na palcach jednej ręki policzyć media, które na taki dokładny zapis się zdobyły. Przytoczmy więc słowa z wiecu w stenograficznym zapisie.
„Musimy mieć pewne zasady. W demokracji zawsze jest walka polityczna, w demokracji zawsze się spierają i kłócą, i to jest normalne, z tym trzeba się pogodzić. Demokracja, mimo sporów, mimo że to czasem jest denerwujące, jest lepsza od dyktatury czy jakiejś formy niedemokracji. Ale to nie znaczy, że te kłótnie nie powinny być ujęte w jakieś ramy przyzwoitości”. Tych kilka zdań Kaczyńskiego było jakby przygotowaniem do podstawowej tezy na temat pola sporów ideowych z obecną lewicą. Kaczyński mówił: „Musimy doprowadzić do tego, żeby powróciła prawda. Oczywiście ktoś może się z nami nie zgadzać. Ma lewicowe poglądy, uważa, że każdy z nas może w pewnym momencie powiedzieć, że do godziny – jest w tej chwili wpół do szóstej – byłem mężczyzną, a teraz jestem kobietą. Lewica uważa, że tak powinno być i należy tego przestrzegać. Mój szef, moja koleżanka czy kolega powinni się do mnie zwracać tym razem w formie żeńskiej. Można mieć takie poglądy, dziwne, co prawda – ja bym to badał – ale można”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.