Ostatecznie zbyt wolna jazda oraz fakt, że na wyświetlaczu pojazdu widniał numer nieistniejącej już linii 33 sprawiły, że prawda wyszła na jaw. Centralę zaalarmował jeden z motorniczych, który zaobserwował dziwną sytuację. W pobliżu chorzowskiego rynku odcięto prąd w sieci trakcyjnej, a tym samym unieruchomiono pojazd. Niedługo później samozwańczy motorniczy został zatrzymany.
Areszt dla 25-latka
W niedzielę sąd zdecydował o trzymiesięcznym areszcie dla 25-latka. – Usłyszał zarzuty sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa w ruchu lądowym, a także krótkotrwałego użycia cudzego pojazdu mechanicznego – przekazał serwisowi Interia mł. asp. Karol Kolaczek z chorzowskiej policji.
Tramwaje Śląskie oraz policja wyjaśniają, jak mężczyzna zdołał wkraść się do zajezdni, uruchomić tramwaj i wyjechać nim w teren. Wiadomo, że pojazd marki Pesa był w trakcie przeglądu. Służby ustalają też, skąd 25-latek miał wiedzę, jak należy kierować tramwajem.
Mężczyzna usłyszał dwa zarzuty. Pierwszy dotyczy "sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym" (art. 174 par. 1 Kodeksu karnego), drugi "zaboru pojazdu znacznej wartości w celu krótkotrwałego użycia (art. 289 par. 2)". 25-latkowi może grozić nawet do ośmiu lat więzienia.
Rozbrajające wyjaśnienia
W chwili zatrzymania 25-latek nie stawiał oporu. Okazało się też, że był trzeźwy.
Jak opisuje "Super Express", złodziej pojazdu "początkowo w śledztwie nie zdradzał swojej motywacji, ale teraz wiadomo już, dlaczego ukradł tramwaj. Podczas jednego z przesłuchań wyznał, że jest synem motorniczego i on też chciał poprowadzić taki wóz".