W środę Frans Timmermans poinformował, że Komisja Europejska daje Polsce miesiąc na rozwiązanie tego, co nazwał systemowymi problemami reformy sądownictwa. Wiceprzewodniczący Komisji stwierdził, że ustawa o sądach powszechnych została podpisana przez prezydenta, więc to uzasadnia rozpoczęcie przeciw Polsce procedury o naruszenie praworządności. Jeśli ustawa wejdzie w życie w obecnym kształcie, dodał, to Komisja może uruchomić artykuł nr 7 Traktatu o Unii Europejskiej, który przewiduje sankcje wobec kraju naruszającego wartości unijne. Niezależnie od tego, na ile jego wprowadzenie jest realne, potrzebna jest do tego jednomyślność pozostałych członków UE – Komisja zmierza prostą drogą ku konfliktowi.
Jej decyzja zapadła już po tym, jak dwie ustawy, o Sądzie Najwyższym i o Krajowej Radzie Sądownictwa, zawetował prezydent Andrzej Duda, co najlepiej świadczy o złej woli i uprzedzeniu komisarzy. Zamiast pozostawić rozwiązanie kwestii spornych Polakom, zdecydowali się kolejny raz ingerować. Słowa unijnych komisarzy to prawdziwe ultimatum.
Nie pierwszy to raz traktują oni Polskę jak dziecko szczególnej troski. Unijni politycy nie wyjaśnili, w jaki sposób oceniają i będą oceniać wartość przyjętej w Polsce ustawy. Na jakich analizach porównawczych się opierają? Skąd wiedzą, że rozwiązania polskie różnią się od przepisów w innych państwach UE? W czym ochrona polskich obywateli jest gorsza pod względem prawnym od ochrony w Niemczech, Holandii lub Belgii?
Polska demokracja nie potrzebuje kurateli z Brukseli. Nie po to w 1989 r. wywalczyliśmy sobie niepodległość od sowieckiej Rosji, żeby teraz poddawać się nieustannemu naciskowi Unii Europejskiej. Jeśli pojawiają się spory, to istnieją naturalne i akceptowane sposoby ich rozwiązania przez samych Polaków.
Pierwszym możliwym efektem działań komisarzy będzie zatem – sądzę – dalszy spadek poparcia dla Unii w Polsce. Niedawno opublikowane badania opinii publicznej pokazały, że mając do wyboru poddanie się presji i przyjęcie uchodźców z krajów muzułmańskich lub wystąpienie z UE, większość Polaków wybiera drugą opcję. Czy takie wyniki nic politykom z Brukseli nie mówią? A może ich nie znają? Kolejne naciski na Warszawę i swoista nagonka, którą urządzają komisarze, sprawiają, że eurosceptyczne nastroje tylko wzrosną. To, co robi Komisja, nie jest bowiem formą dialogu, jest to zwyczajny, ordynarny dyktat. A historia pokazała już wiele razy, że takim tonem z Polakami rozmawiać nie warto.
W całej sprawie uderza mnie jeszcze jedno, a mianowicie postępowanie niektórych polityków opozycji, którzy zachowują się tak, jakby przyjmowali zasadę: im gorzej dla Polski, tym lepiej dla nich. Mylą się. Nie tylko dlatego, że to, co robią, coraz częściej ociera się o zdradę narodową, lecz także przynosi efekt odwrotny do tego, jakiego oczekują: mobilizację społeczną po stronie rządu. Zastanawiam się też nad jeszcze jednym: w jaki sposób opozycja będzie w stanie pokazać, że umie prowadzić politykę zgodną z polskim interesem narodowym, skoro z miesiąca na miesiąc staje się coraz wyraźniej zakładnikiem Brukseli? Jak udowodni, że w sprawach dla Polski ważnych będzie ją stać na walkę? Nie umiem w to uwierzyć.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.