Czego Polska zazdrości Rosji?
  • Maciej PieczyńskiAutor:Maciej Pieczyński

Czego Polska zazdrości Rosji?

Dodano: 
Kreml
Kreml Źródło: PAP / Grzegorz Michałowski
„Warszawa próbuje grać rolę mesjasza konserwatyzmu, ma jednak świadomość, że w tej roli wypada blado na tle Moskwy” – pisze na łamach rosyjskiej gazety „Wzgljad” Jewgienij Krutikow.

Zdaniem publicysty „histeryczne komentarze” polskich polityków pod adresem Moskwy wynikają nie tylko – jak się powszechnie w Rosji uważa – z „ideologicznej rusofobii”. Tak naprawdę decydującym czynnikiem jest inna emocja – zazdrość. „Polska jest zazdrosna o to, że to Rosja wiedzie prym w obozie konserwatywnym” – tak Krutikow zatytułował swój artykuł. Głównym bohaterem tekstu, a zarazem głównym czarnym charakterem w tej manichejskiej opowieści o „złej Warszawie” i „dobrej Moskwie” jest Antoni Macierewicz. „O polskimi ministrze obrony narodowej wiadomo, że nie jest człowiekiem w pełni poczytalnym, wyznającym dziwne poglądy na historię” – autorytatywnie stwierdza Krutikow. Tym samym stosuje zabieg retoryczny typowy dla propagandy – własny osąd prezentuje nie jako jedną z możliwych opinii, ale jako powszechnie znaną i bezsprzecznie akceptowalną wiedzę. Jakież to poglądy Macierewicza są przez rosyjskiego dziennikarza – a zarazem przez większą część tamtejszej opinii publicznej – uważane za „dziwne”? Chodzi między innymi o wypowiedź szefa MON, zgodnie z którą nie byłoby Holokaustu, gdyby nie pakt Ribbentrop-Mołotow. Nic dziwnego, że taka interpretacja boli Rosjan, którzy budują dziś swoją politykę historyczną na micie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i Zwycięstwa nad faszyzmem. Jednak, jakby to nie było trudne do przyjęcia, trudno tezę Macierewicza w przekonujący sposób obalić. Chyba dla polskiego czytelnika nie warto strzępić klawiatury udowadniając, że pakt ze Stalinem pozwolił Hitlerowi nie tylko pokonać Polskę, ale i spokojnie przygotować się do wojny z Zachodem. Z pewnością Kreml i jego akolitów musiała podrażnić propozycja Macierewicza, by zorganizować ponowny proces norymberski, tym razem osądzając także sowieckich zbrodniarzy. Dalej jednak merytorycznie trudno obalić odważnie dla rosyjskiego ucha brzmiące tezy polskiego ministra. Krutikow zaznacza, że Macierewicz słowa te wypowiedział stojąc przed pomnikiem poległych na Wschodzie, w tym ofiar Katynia, których przecież nie byłoby, gdyby nie pakt Ribbentrop-Mołotow (tego rosyjski publicysta nie przyznaje, ale nawet z jego tekstu ten fakt logicznie wynika), i to wypowiedział je 17 września. Trudno o bardziej odpowiednią datę dla tego typu komentarzy pod adresem ZSRS. Tak się jednak może wydawać tylko polskiemu czytelnikowi. Zdaniem rosyjskiego publicysty 17 września to rocznica nie napaści na Polskę, ale „wprowadzenia sowieckich wojsk na terytorium Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi”. Wydawałoby się, że ten skandalicznie brzmiący eufemizm jest dowodem jednostronnego rozumienia historii. Nic bardziej mylnego. Krutikow wykazuje się bowiem pluralizmem i przytacza także inną interpretację tych wydarzeń… nie, nie chodzi o „sowiecką agresję na Polskę”, ale o „Wyzwoleńczy albo Polski Pochód Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej”.

Krutikow lekceważąco stwierdza, że „w zasadzie można byłoby nie zwracać uwagi na kolejne wystąpienie Macierewicza”, ponieważ ministra, jego zdaniem, już dawno przestano poważać zarówno w kraju, jak i na Zachodzie. Rosyjski publicysta przypomina o awanturze wokół caracali, oczywiście jednoznacznie przypisując winę polskiej stronie w osobie szefa MON, konstatując, że rząd PiS konfliktuje się ze wszystkimi, nie tylko z Rosją. Oczywiście skwapliwie omija spektakularną wizytę Trumpa w Warszawie i proamerykańskie nastawienie Prawa i Sprawiedliwości. Dowodzi jednak, że Macierewiczowi (którego uważa za prawą rękę i drugiego po Kaczyńskim – to już zdradza niezbyt dobrą orientację dziennikarza w polskiej scenie politycznej) nie chodzi ani o cyniczne budowanie własnej pozycji, ani o nienawiść do innych krajów. Jego zdaniem PiS ustami szefa MON walczy o pozycję przywódcy światowego obozu konserwatywnego. Wrogość wobec Rosji podyktowana jest więc agresją wobec najgroźniejszego konkurenta do tej pozycji. Kreml od dawna pozuje na przedmurze tradycyjnych wartości. Szczególnie trudno z tymi aspiracjami pogodzić się „Chrystusowi Narodów”. Krutikow przekonująco osadza polskie ambicje ideowe w kontekście mesjanizmu Towiańskiego i Mickiewicza. Bezzasadnie dodaje do tego jednak wątek antysemityzmu jako rzekomo typowo polskiej cechy. O partii Kaczyńskiego pisze: „oczywiście, nie jest to katolickie ISIS, tylko złożona mieszanka szlacheckiej brawury, religijnego sekciarstwa, które przyprawia czasem Watykan o ból głowy, a także kuchennej historiografii”.

„Pod względem ideologicznym Polska jest bardzo skomplikowanym krajem, niezbyt przypominająca współczesną Europę Zachodnią, z którą chce być kojarzona” – reasumuje publicysta gazety „Wzgljad”. – „Natomiast w wielu aspektach jest wręcz zbyt podobna do Rosji, czego w Warszawie prawie nikt nie chce przyznać. Choć z drugiej strony wartości chrześcijańskie powinny nas zbliżać do siebie, a nie mnożyć demony w głowie Antoniego Macierewicza” – dodaje.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także