Państwowa komisja do spraw wygrania wyborów
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Państwowa komisja do spraw wygrania wyborów

Dodano: 
Prezes PiS Jarosław Kaczyński
Prezes PiS Jarosław Kaczyński Źródło: PAP / Leszek Szymański
Nikt nigdy nie odwołał nieformalnej „doktryny Kaczyńskiego”, głoszącej, że na prawo od PiS nie powinno być nic poza ścianą. Rzekome „lex Tusk” to tak naprawdę „lex Konfederacja”.
Trochę szkoda czasu na wyważanie otwartych drzwi, ale dla porządku trzeba zacząć od odpowiedzi na pytanie, czy deklarowana przez rządzących potrzeba zdemaskowania wpływów rosyjskich w Polsce w minionych latach, a w szczególności wpływu Kremla na decyzje podejmowane przez polskich polityków i urzędników – przyjmując, że istnieje taka konieczność – wymaga tworzenia nowej instytucji i czy właśnie formuła specjalnej państwowej komisji jest do tego najbardziej stosowna. Czy dziewięć osób wybranych przez Sejm jest w stanie wyświetlić te sprawy lepiej niż cywilne i wojskowe służby specjalne, prokuratura, NIK i wydziały kontrolne poszczególnych resortów oraz inne powołane do tego agendy państwa? Przeciwnie, będzie im to trudniej zrobić, bo skuteczność narzędzi, za pomocą których mieliby wymuszać współpracę z komisją i dostarczanie żądanych dokumentów, jest mniejsza. Mają natomiast nad istniejącymi dotąd instytucjami jedną przewagę – tę mianowicie, że zdobywaną wiedzę będą mogli znacznie łatwiej niż służby czy prokuratura na bieżąco upubliczniać. Co więcej, o ile dociekania istniejących instytucji podlegają procedurom i ich logice, a komunikaty mają charakter jednorazowy, o tyle komisja może dość swobodnie łączyć poszczególne wątki w medialne narracje w taki sposób, aby podtrzymywać ich istnienie w sferze publicznej przez dłuższy czas. W zalewającym przeciętnego wyborcę informacyjnym szumie i wobec jego, stwierdzanego przez socjologów, „przebodźcowania” podgrzewanymi od lat politycznymi emocjami jest to postrzegane jako warunek skutecznej perswazji.

Nóż z gumy?

Te same możliwości miałaby jednak sejmowa komisja śledcza, która, w przeciwieństwie do ostatecznie wybranej pozakonstytucyjnej „komisji państwowej”, daje niekwestionowane narzędzia do wymuszania stawiennictwa świadków, przekazania wskazanych dokumentów etc. Dlaczego zatem zdecydowano się na formułę wątpliwą, skopiowaną z komisji zwanej potocznie reprywatyzacyjną, której wszystkie decyzje zostały unieważnione przez sądy? Skoro bezprawność tej formuły stwierdzają jednogłośnie wszystkie ośrodki eksperckie, także generalnie życzliwe rządzącym, jak Instytut Ordo Iuris, wydaje się pewne, że nawet próby wzywania świadków – co dopiero konkluzje czy decyzje, w których prawo podejmowania wyposażył komisję ustawodawca – spotkają się z bojkotem, podtrzymanym decyzjami sądów.

Cały artykuł dostępny jest w 23/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także