Olivier Bault: Uciekła pani z kilkumiesięczną córką do Polski przed norweskim urzędem ds. ochrony dzieci – Barnevernet. Dlaczego akurat do Polski?
Silje Garmo: Pierwszy powód był po prostu taki, że od lat mam bardzo dobrych przyjaciół Polaków w Norwegii, w Niemczech i w Polsce. Po drugie, miałam zaufanie do polskich sądów. Starszą córkę Barnevernet odebrał mi, gdy przebywałam z nią w 2015 r. u mojej rodziny w Hiszpanii. Na bazie kłamliwego zaświadczenia urzędniczki z Barnevernetu norweska policja wydała nakaz aresztowania [przez Interpol]. Wtedy pani z Barnevernetu poleciała do Hiszpanii, mając tylko urzędowe zaświadczenie [o odebranie dziewięcioletniej Frøyi – przyp. red.], a policja hiszpańska jej asystowała. Barnevernet znowu próbował tego samego triku, gdy przyjechałam szukać w Polsce schronienia, ale polska policja zażądała okazania im dokumentów mających moc prawną. Nie doczekała się do tej pory, ponieważ takich dokumentów nie ma, gdyż żaden sąd nie odebrał mi prawa do opieki nad moją drugą córką, Eirą.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.