"To jest masakra". Wstrząsające ustalenia ws. tragedii w Ursusie

"To jest masakra". Wstrząsające ustalenia ws. tragedii w Ursusie

Dodano: 
Policja, zdjęcie ilustracyjne
Policja, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Polska Policja
Na jaw wychodzą nowe fakty ws. makabrycznego odkrycia w jednym z domów w Ursusie. Według nieoficjalnych ustaleń, sprawcą tragedii miał być zięć.

W Niedzielę Wielkanocną w jednym z domów przy ul. Koronacyjnej w warszawskim Ursusie policja znalazła cztery ciała: dwóch kobiet i dwóch mężczyzn.

Tragedia w Ursusie: To było rozszerzone samobójstwo?

Ofiary to starsze małżeństwo, ich córka i zięć. Na ujawnionych ciałach widoczne były obrażenia. Prokuratura nie wyklucza, że doszło do rozszerzonego samobójstwa.

Z nieoficjalnych ustaleń "Faktu" wynika, że sprawcą tragedii prawdopodobnie był młodszy z mężczyzn, który najpierw miał zabić teściów i żonę, a potem odebrać sobie życie.

Sąsiedzi ofiar: Dlatego wszyscy jesteśmy w szoku

Dziennikowi udało się porozmawiać z sąsiadami tragicznie zmarłej rodziny. Wszyscy są wstrząśnięci tragedią, jaka wydarzyła się w ich okolicy, i to jeszcze w czasie świąt.

Jedna z sąsiadek relacjonując niedzielne wydarzenia, powiedziała że rano do małżeństwa przyjechali ich synowie, niewykluczone że na wielkanocne śniadanie. – Albo nie mogli dostać się do domu, albo do niego weszli i odkryli ciała – wskazała kobieta. Jak dodała, na miejscu pojawiły się dwa wozy strażackie i dwie karetki pogotowia, a policja odgrodziła teren.

– Podobno znaleźli ciała. To jest masakra. Mieszkali tu rodzice i córka z zięciem. Ci starsi mieli ok. 80 lat, a młodsi ok. 60. Z tymi drugimi czasem rozmawiałam. Mili ludzie – powiedziała jedna z osób cytowanych przez "Fakt". Także inni mieszkańcy mieli mieć dobrą opinię na temat swoich tragicznie zmarłych sąsiadów. Nigdy nie słyszano żadnych awantur. – Zdziwienie wielkie, bo to porządni ludzie, grzeczni, religijni. Dlatego wszyscy jesteśmy w szoku, że tam coś takiego mogło się zdarzyć – przyznaje jedna z kobiet.

Kilkanaście godzin szukali śladów. "Policjanci musieli wychodzić na dwór"

Służby miały pracowały na miejscu tragedii do długich godzin nocnych. – Każdy ślad zebrany w tej sprawie może przyczynić się do ustalenia przebiegu tego zdarzenia – tłumaczył prok. Szymon Banna z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Według "Faktu", część policjantów źle znosiła widok, który zastała na miejscu zbrodni. "Musieli wychodzić na dwór, by zaczerpnąć świeżego powietrza" – czytamy.

Dziennik wskazuje ponadto, że wieczorem z terenu posiadłości wyjechał pierwszy karawan ze zwłokami. Kolejne ciała miały nie opuścić domu do późnego wieczora.

Czytaj też:
Dramatyczne sceny pod Warszawą. Policjant postrzelił 15-latkę
Czytaj też:
Nagła śmierć polskiej mistrzyni świata i Europy. Miała zaledwie 20 lat
Czytaj też:
"Zaczęło się grożenie dziennikarzom". Po tych wpisach w sieci zawrzało

Opracowała: Anna Skalska
Źródło: Fakt
Czytaj także