Mamy do czynienia z pandemią… proponowanych pandemii. Optymiści uważają, że to z powodu szukania tematów w sezonie ogórkowym, ale jeżeli się dobrze przyjrzeć, to widać, że sprawa jest poważna. Mamy wręcz jakiś „konkurs piękności”, bo propozycji na królową sezonu jest sporo. Pora więc przyjrzeć się kandydatkom pandemicznym w tym dziwnym castingu.
Koronawirus
No, mamy już wieszczenia, że COVID wrócił, szczególnie z ust opisywanego już na łamach „Do Rzeczy” głównego inspektora sanitarnego, dr. Pawła Grzesiowskiego. Ten w mediach wskazuje, że rośnie liczba zakażonych koronawirusem, a właściwie osób z pozytywnymi wynikami testów. Jako że ludzie sami się nie bardzo testują, a leczy się to jako grypę, to skąd doktor czerpie tę zatrważającą wiedzę? Działają w zasadzie dwa monitoringi: testy zlecone przez lekarza wedle rekomendacji resortu, kiedy pacjent przyjdzie z objawami grypy, i drugi sposób – wyraźnie ulubiony przez nowego szefa sanepidu – badanie ścieków miejskich pod kątem obecności wirusa w nieczystościach. I tu jest wzrost. Słynny omikron, który pozostaje najbardziej medialnie utrwalonym wariantem, jest już w odwrocie, obecnie pozostał (w mediach) wariant JN.1. Wykryty on został rok temu w Luksemburgu i reprezentuje typowy podwariant omikrona z charakterystycznym covidowym trendem pogłębiającym się z wariantu na wariant – jest coraz łagodniejszy i szybciej rozprzestrzeniający się. Objawy? Ból głowy i gardła, katar, czasem podwyższona temperatura. Poziom jego śmiertelności jest nieznany, jak wyznał inspektor Grzesiowski, co powoduje, że właściwie mamy wzrost wykrywanej pandemii kataru, gdyż służby sanitarne badają ścieki, ale już obecności wirusa u zmarłych – nie. Kłopot polega na tym, że ten podwariant wypiera już następny, FLiRT, też z dokładnie takimi samymi objawami jak poprzednicy. Różnicowanie wariantów ma tylko jeden sens – uzasadnia konieczność kolejnych szczepień.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.