W stronę realizmu. Czy USA uzgadniają z Rosją warunki przegranej Ukrainy" – taki tytuł zapowiadał na okładce poprzedniego wydania "Do Rzeczy" (nr 35/2025) analizy Łukasza Warzechy i Wojciecha Golonki podsumowujące szczyt Trump-Putin na Alasce. Wydarzenia ostatniego tygodnia nie okazały się zbyt łaskawe dla bardzo zdecydowanych tez obu autorów. Zarówno Warzecha, jak i Golonka uznali, że reset na linii Waszyngton – Moskwa jest już faktem dokonanym, a głównym problemem obu przywódców pozostaje jedynie zmuszenie Ukrainy do zaakceptowania "warunków przegranej".
Wiele się od tego czasu zmieniło. Po pierwsze, doszło do wizyty Wołodymyra Zełenskiego w Białym Domu w towarzystwie przywódców europejskich. Donald Trump obiecał prezydentowi Ukrainy dalszą "dużą pomoc" (dostawy sprzętu i pieniędzy). Po drugie, Putin ustami swojego szefa dyplomacji Sergieja Ławrowa dał do zrozumienia, że do proponowanego przez prezydenta USA spotkania w trójkącie Trump-Putin-Zełenski w najbliższej przyszłości się nie zanosi. Ławrow powrócił do tezy, że elementem procesu pokojowego musi być odsunięcie od władzy ekipy Zełenskiego. Po trzecie, władze ukraińskie poinformowały o posiadaniu sporej ilości własnych rakiet dalekiego zasięgu typu Flamingo iDługi Neptun, którymi Ukraina jest gotowa zaatakować wiele celów na terenie całej Federacji Rosyjskiej. Jak podkreślił Zełenski, ich użycie będzie decyzją Kijowa i"nie ma planów konsultowania celów ataków zUSA". Jak oceniają eksperci, jeśli Ukraina istotnie ma sporo rakiet manewrujących obu typów, to jest zdolna do wyrządzenia strat na terenie Rosji, których wartość może przekroczyć 15 proc. PKB Rosji, co byłoby dla Putina niezwykle dotkliwą stratą.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
