Paweł Lisicki, Kamila Baranowska: Czy rząd spodziewał się decyzji Komisji Europejskiej o wszczęciu wobec Polski procedury ochrony państwa prawa?
Premier Beata Szydło: Przede wszystkim uważam, że decyzja Komisji jest nieadekwatna do sytuacji w Polsce. To decyzja polityczna, a nie merytoryczna. Warto również, w kontekście tego, co mówi się o decyzji KE, uporządkować dyskusję. Po pierwsze, nie ma czegoś takiego, czym straszyli Polaków politycy opozycji, mówiący, że wszczęta została procedura nadzoru. Przewodniczący Komisji Jean-Claude Juncker, z którym rozmawiałam dzień wcześniej, powiedział: „Nie widzę powodu do dramatyzowania” – to były jego słowa.
Po drugie, Komisja rozpoczęła proces oceny, ale można odnieść wrażenie, że w Brukseli też nie wszyscy do końca wiedzą, jak to ma być przeprowadzone. Czy chodzi o procedurę wpisaną w 2014 r., której pierwszym etapem jest ocena sytuacji, czy Komisja chce jedynie posiąść jakieś informacje o tym, co się u nas dzieje. Po trzecie, sam proces oceny, o którym mówi Komisja, budzi i budził wątpliwości. Kiedy wprowadzano te uregulowania, w 2014 r., Biuro Analiz Sejmowych zwracało uwagę, że wdrożenie tych przepisów jest niemożliwe, ponieważ brak jest podstaw traktatowych, by Komisja Europejska mogła takimi kompetencjami dysponować.
Dziś stan rzeczy jest następujący: polski rząd przygotowuje dodatkowe materiały i dokumenty, ponieważ część komisarzy (nie wszyscy) potrzebuje uszczegółowienia tych informacji, które już wcześniej przekazywaliśmy. Nasze służby dyplomatyczne pracują nad formułą i organizacją tej współpracy. Umówiłam się także z przewodniczącym Schulzem, że przed debatą w europarlamencie spotkamy się, by jeszcze raz to omówić. (...)