POCZYTANKI Wbrew spontanicznej, oddolnej segregacji płciowej lektur dziecięcych i młodzieżowych zawsze lubiłem czytać „Małe kobietki”. Książka Louisy May Alcott była dla mnie bowiem chłopięcą książką przygodową, ale z dziewczynami, no i odrobiną Jane Austen (to późniejsze spostrzeżenie).
Australijska pisarka Geraldine Brooks dopisuje do książki Alcott drugą połowę, koncentruje się bowiem na losach nieobecnego w „Małych kobietkach” ojca, który na ochotnika wyruszył, by walczyć w wojnie secesyjnej. Zaczyna od listu, który pamiętamy z oryginalnej książki, ale potem maluje już obraz zupełnie inny niż w korespondencji pana Marcha. Wychodzi bowiem z założenia, że dla pokrzepienia dziewczęcych serc celowo podkolorowywał swą korespondencję. Powieść Brooks pokazuje nam natomiast, jak okrucieństwa wojny wyglądają naprawdę i co przydarzyć się może idealiście, człowiekowi głęboko wierzącemu (kapelanowi), gdy zderzy się z orgią przemocy i rozlewu krwi.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
