Wielka chryja o nic
  • Jan FiedorczukAutor:Jan Fiedorczuk

Wielka chryja o nic

Dodano: 
Uczestnicy protestu zorganizowanego przed Sądem Rejonowym w Przemyślu
Uczestnicy protestu zorganizowanego przed Sądem Rejonowym w Przemyślu Źródło: PAP / Darek Delmanowicz
TAKI MAMY KLIMAT || Ostatnie popisy opozycji, która miała czas na manify w obronie demokracji, a nie znalazła go na pracę w Sejmie, pokazały jedno – nikt poważnie nie traktuje „zamachu” na polskie sądownictwo. Ani rządzący, ani opozycja. Temat sądów to jedynie totem służący do obijania „tego drugiego” plemienia. Wszyscy wiedzą, że to po prostu kolejna polityczna chryja. Wszyscy oprócz biednych KODziarzy, którzy uwierzyli że ta cała „walka o praworządność” to tak na serio. Nikt do tej pory tak nie ośmieszył antykaczystowskiego ludu jak posłowie opozycji.

Ostatnie lata upłynęły nam pod znakiem ciągłej walki o sądownictwo. Opozycja zarzucała rządzącym łamanie praworządności, rządzący odpowiadali, że naprawiają zaniechania ostatnich 30 lat. Jednak zarzuty, jakie padały pod adresem rządzących, stały się z czasem tak absurdalne, że opinia publiczna przestała je traktować poważnie.

Ostatnie popisy opozycji udowodniły, że Polacy postąpili słusznie. Posłowie PO i Lewicy pokazali, że cała chryja dotycząca sądów to… blaga – sztucznie wywołana histeria dla podbicia słupków poparcia. Wielka batalia, którą obserwujemy od lat to oszustwo, w które nikt nie wierzy.

Koniec świata. Znowu

Gdy w 2015 roku PiS dochodził do władzy, to media sprzyjające obozowi antykaczystowskiemu nie miały wątpliwości, że oto Polska znalazła się nad przepaścią. Okładki „Newsweeka” (słynne „nekrolog” III RP) czy „Gazety Wyborczej” („Stawką tych wyborów jest sama demokracja”) to tylko najbardziej znane przykłady. Gdy po kilku miesiącach PiS zaczął wprowadzać zmiany w Trybunale Konstytucyjnym, to już nie było żadnej „przepaści”, tylko jasne stwierdzenie – demokracja upadła, Polska przepadła. Gdy w 2017 wybuchł spór o Sąd Najwyższy to z kolei okazało się, że to jednak nie Andrzej Rzepliński był ostatnim bastionem demokracji, tylko Małgorzata Gersdsorf. To wtedy okazało się, że dotychczasowe zmiany to była dopiero rozgrzewka, a teraz PiS (już tak na serio) wprowadza po prostu faszyzm (w lżejszych wariantach – dyktaturę).

I tak to się toczyło przez całą kadencję 2015-2019, jednak to, co się działo w ostatnich tygodniach w związku z ustawą „dyscyplinującą” wydaje się, że przebiło, przynajmniej w sferze słownej histerii, to co znaliśmy do tej pory i ustawiło nową poprzeczkę.

Po tym jak na stronach Sejmu zamieszczony został projekt nowelizacji przepisów o ustroju sądów największa partia opozycyjna w postaci TVN-u (określenie pojawiło się po raz pierwszy na okładce "Do Rzeczy"), zaczęła akcję „informacyjną”, za pomocą której ostrzegała swych widzów przed „próbą zamachu na praworządność”, jaką stanowi "ustawa represyjna", której celem jest „zastraszać sędziów”. Pojawiły się odniesienia (znowu) do dyktatury i stanu wojennego itd.

– To najniebezpieczniejszy projekt dla naszego kraju, z jakim mieliśmy do czynienia w latach rządu PiS-u – przekonywała z kolei Małgorzata Gersdorf. Jednocześnie zaczęła narastać histeria związana z rzekomym wyrzuceniem Polski z Unii Europejskiej. W tym tonie wypowiadała się Katarzyna Lubnauer, Donald Tusk, czy wspomniana prezes SN. Jednym słowem – świat się wali. Znowu.

Lans na demokracji

I teraz, kiedy parlament pracował nad ustawą, tą najgroźniejszą z groźnych, najstraszniejszą ze strasznych, i kiedy opozycja miała realną szansę na spowolnienie całego procesu – część posłów po prostu nie przyszła do Sejmu.

„Za” głosowało 201 posłów, „przeciw” 193, a w głosowaniu nie wzięło udziału 66 parlamentarzystów, w tym 32 polityków opozycji. Czyli wystarczająca ilość, aby zablokować działania PiS.

Po prostu politycy opozycji stanęli przed dramatycznym wyborem – mogli pójść do sklepu kupić karpia, albo jechać do Warszawy ratować demokrację, Polskę i prawa człowieka. Wybór mógł być tylko jeden. No bo i po co jechać na głosowanie, które byłoby co najwyżej „krótkim symbolicznym zwycięstwem”, jak to ocenił poseł Maciej Gdula z SLD.

Aby jeszcze było ciekawiej, część z tych polityków, którzy nie stawili się w swoim miejscu pracy, dzień wcześniej ochoczo brała udział w protestach ulicznych, gdzie padały wyświechtane, znane od lat zarzuty. Wśród tych niezłomnych bojowników o demokrację była choćby Anna Maria-Żukowska, rzecznik Lewicy.

„Nie zgadzam się na kaganiec, który chce nałożyć na sędziów PiS. Nie zgadzam się na uniemożliwienie swobody orzekania i uzasadniania wyroków. Nie zgadzam się nie zakaz mówienia o tym, że neo-KRS jest upolityczniona i wybrana nieprawidłowo!” – groźnie perorowała na Twitterze, wrzucając zdjęcia z manifestacji.

I właśnie ta figura jest kluczowa dla wszystkich protestów, manifestacji i innych parad, które obserwujemy od 2015 roku. One są traktowane jako tylko i wyłącznie sposób na lansowanie własnej osoby – można pójść na marsz, wrzucić fotkę, napisać kilka banałów na Twitterze itd. W protestach chodzi o lans na demokracji. Opozycja udowodniła, że nikt w polskim Sejmie nie traktuje poważnie zarzutów dotyczących „zamachów”, „dyktatur”, „faszyzmów” itd. To wszystko to jeden wielki teatr. Niby nic nowego, niby wiadomo to było od lat, ale nigdy do tej pory nie zostało to ukazane w sposób tak bezpośredni. Obserwujemy przedstawienie, w którym brylują aktorzy z PiS i PO. Tylko zapomniano poinformować statystów z KOD-u, Obywateli RP, zapomniano powiedzieć „lemingom”, „pelikanom”, „młodym, wykształconym i z wielkich ośrodków”, że są częścią tego spektaklu. Oni wszyscy myśleli, że naprawdę o coś walczą.

Warto również przytoczyć rozmowy posłów opozycji nagrane przez kamery TVP Info podczas przerwy w pracach sejmowej komisji sprawiedliwości. – Robimy jaja, czy nie? – pyta jeden z posłów, a następnie dodaje że „uchylanie wszystkiego” jest „takie kodziarskie”. To chyba warte pokreślenia, że KOD jest w ustach opozycji czymś pejoratywnym…

Zresztą nie trzeba się uciekać do podsłuchanych rozmów, bo przecież podczas samych obrad komisji Michał Szczerba z PO w pełnym świetle „robił sobie jaja”, proponując zmianę nazwy ustawy na "ustawa o represjach wobec sędziów związanych ze stosowaniem konstytucji i prawa Unii Europejskiej". Z kolei Adam Szłapka proponował nazwę "Ustawa o bezkarności polityków PiS-u". Cytując Elżbietę Bieńkowską – ale jaja, ale jaja. Tym się właśnie okazuje kwestia sądownictwa dla opozycji totalnej – szansą na pożartowanie.

Poczucie humoru potrafi oczywiście być zbawienne również w polityce, ale wszystko zależy tutaj od kontekstu. Bo dla przykładu Dobromir Sośnierz będąc posłem partii KORWiN w Parlamencie Europejskim również kpił sobie w sposób ostry (i znacznie bardziej inteligentny i wyszukany niż pan Szłapka) z absurdów Unii, ale po pierwsze on idąc do Brukseli przekonywał wszystkich, że UE jest właśnie tworem kuriozalnym i szkodliwym, a po drugie nie opowiadał, że toczy walkę na śmierć i życie, nie wmawiał nikomu, że od głosowań dotyczących parytetu kobiet w unijnym rybołówstwie zależy los świata. Wszystko jest kwestię kontekstu. To z niego wynika, że Sośnierz „robił sobie jaja” z Unii Europejskiej, a politycy opozycji „robią sobie jaja” z własnych wyborców.

Drugie dno

Ta sytuacja ma też oczywiście swoje drugie dno. Bo owszem, można się śmiać z całej sprawy, ale rację miał prof. Zybertowicz, który swego czasu w rozmowie z tygodnikiem „Sieci” przyznał, że PiS zmieniając wymiar sprawiedliwości posługuje się młotem zamiast skalpelem. Bo jakkolwiek krzyki opozycji o „faszyzmie” są komiczne, to nie zmienia to faktu, że niektóre posunięcia PiS-u są niepokojące.

Przecież choćby to nieszczęsne powtórzone głosowanie dotyczące KRS, tak samo jak zastępowanie kasty PO kastą PiS nie jest żadnym rozwiązaniem polskich problemów. Nawet w tej procedowanej ustawie – która jak najbardziej jest potrzebna (vide sędzia Juszczyszyn) – są niepokojące zapisy i przydałby się w niej raczej rzeczony skalpel niż pisowski młot.

To wszystko prawda, tylko dzisiaj nikt poważnie nie chce na ten temat dyskutować. Właściwie dyskusja jest już niemożliwa, gdyż dawno wykroczyła poza spór prawny, przeistaczając się w kłótnię polityczną. Personalizując, można stwierdzić, że na argumenty Andrzeja Rzeplińskiego, znajdą się argumenty Julii Przyłębskiej. A ostatnie głosowanie jedynie to potwierdza – tu chodzi o politykę, nie o prawo (o tej hipokryzji pisałem kilka tygodni temu w tekście „Rządzili nami idioci czy oszuści?”).

Co zrobią KODowcy?

Zachowanie posłów opozycji, którzy – co tu dużo kryć – olali głosowanie, wprowadza nam jeszcze jeden ciekawy aspekt. Otóż pozostaje pytanie, co teraz zrobią KODowcy i najbardziej radykalni antykaczyści?

W kultowej „Seksmisji” jest scena, gdy bohaterowie wychodzą spod ziemi na „skażoną” powierzchnię. I nagle Maks Paradys odbija się od jakiejś tajemniczej bariery. Przedziera ją nożem i… wypada do prawdziwego świata. Skażone naziemne pustkowia okazują się ułudą. „Na początku była panika, ale skoro [kobiety] zaczęły żyć pod ziemią, nie było sensu tego dementować. Łatwiej jest panować nad nimi kiedy siedzą pod ziemią” – tymi słowami „jej Ekscelencja” opisuje, czemu sterowane przez nią masy żyją w wielkim kłamstwie.

I czyż to nie jest dokładnie ta sytuacja, w jakiej znaleźli się najbardziej radykalni antykaczyści? Wszystko co im opowiadano przez ostatnie lata okazuje nic nieznaczącą fraszką – zabawą dla polityków głodnych poklasku. Bo tak byli traktowani przez lata – jako polityczne „mięso armatnie”, które można było rzucać na linie frontu. Naprawdę ciekawie zrobi się w naszej polityce, gdy okaże się, że ci wszyscy oświeceni arystokraci z salonów nie docenili antykaczystowskiego ludu, a poczucie poniżenia i niesprawiedliwości okaże się silniejsze od nienawiści do Kaczyńskiego. Wcale nie jest to wykluczone.

Co zrobią ci wszyscy ludzie, którzy naprawdę wierzyli, że w Polsce toczy się walka na śmierć i życie? Co zrobią, gdy zrozumieją, że przez lata robiono z nich pacynki, że byli wykorzystywani? Czy nie poszukają winnego? A jeśli tak, to kto nim będzie – Grzegorz Schetyna, Platforma Obywatelska, opozycja jako całość? Jak napisał Kaczmarski – „w czasach chaosu zwykł żądać lud stosów”. Być może opozycja przekona się o tym na własnej skórze.

Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.


Zobacz poprzednie teksty z cyklu "TAKI MAMY KLIMAT":

Czytaj też:
PiS niech się boi "zwykłych Polaków"

Czytaj też:
Jeżeli Platforma ulegnie…

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także