Morawiecki i kwestia niemiecko-francuska
  • Antoni TrzmielAutor:Antoni Trzmiel

Morawiecki i kwestia niemiecko-francuska

Dodano: 
Donald Tusk i Emmanuel Macron
Donald Tusk i Emmanuel Macron Źródło: PAP/EPA / Christophe Petit Tesson
Polska jest znów oskarżana o antysemityzm. Przez Putina. Przez Macrona. Warto połączyć kropki.

Jeśli Morawiecki na dwa dni przed wyborami prezydenckimi jest celem ataku urzędującego prezydenta Francji i budzi to sprzeciw za oceanem – to warto być dumnym z Polski. Jeśli przewodnicząca Komisji Europejskiej et consortes wchodzi w buty Kaczyńskiego i Morawieckiego – przy zupełnie innej sytuacji frontowej – to warto nie mieć kompleksów.

36 miliardów euro do zera

To w warszawskich Łazienkach świat ma się zrzucić na pomoc dla Ukrainy. Na razie jednak UE nie przekazała Polsce na pomoc Ukraińcom ani jednego eurocenta. Zrobiły to przede wszystkim Stany Zjednoczone, Kanada, Wielka Brytania – najpotężniejsze kraje na świecie. Są dziś sojusznikami Polski i Ukrainy w o wiele większym stopniu niż przez tą wojną. To liderzy NATO. Ale i zarazem kraje nienależące do Unii Europejskiej. Jedynie Polska należy z tego grona do Unii, której członkowie 36 razy więcej przelewają na konta w Moskwie niż w Kijowie. 36 razy więcej dla sprawcy niż ofiary. 36 razy. I to rola Polski rozgrywa się teraz w Unii. Dziś Niemcy odraczają sankcje na węgiel o cztery miesiące. I to nie Niemcy – surprise surprise – krytykuje Donald Tusk, tylko... premiera, który to ciągnie w tę stronę całą Unię.

Niemcy i Francja są za Ukrainą czy za Rosją?

I to wówczas, gdy na polu walki Ukraińcy w rosyjskich, posowieckich wrakach znajdują nowy... francuski sprzęt. Pisze o tym ekspert z "Polski Zbrojnej".

twitter

Nie ma co się dziwić, że Wołodymyr Zełenski i jego ekipa pisze dramatycznie: komu kibicują niektóre zachodnie stolice.

Nie do końca bezpodstawnie piszą. Bo kanclerz Scholz znowu wstrzymuje transport broni na Ukrainę, która dziś prawdziwie broni "wartości europejskich" za najwyższą cenę. I to po blamażu z hełmami, po tym jak na jaw wychodzi, że Niemcy i Francja od początku agresji na Ukrainę w 2014 r., i to pomimo embarga – które miało strukturę szwajcarskiego sera – były gigantycznym eksporterem broni dla Rosji (kolejne, proponowane teraz sankcje mają więcej wyłączeń niż sentencji).

"Zachodnie sankcje wobec Rosji nie wpłyną negatywnie na niemiecko-rosyjski projekt modernizacji centrum szkolenia rosyjskich wojsk lądowych w Mulino, nieopodal Niżnego Nowogrodu w Zachodnim Okręgu Wojskowym. Jest to zwrot w polityce rządu Republiki Federalnej Niemiec. Choć nigdy nie mówiło się głośno o możliwym anulowaniu współpracy w zakresie budowy ośrodka szkoleniowego, sprawa kształcenia rosyjskich żołnierzy w Niemczech, a także we Francji, stała się przedmiotem ostrych deklaracji. Podobnie jak wydawanie nowych pozwoleń na kontrakty w dziedzinie przemysłu zbrojeniowego" – pisał Andrzej Pawłowski w 2014 roku.

Polacy mają płacić za błędy Francuzów?

Francja nie lepsza. Miała dostarczyć desantowce (sic!) Flocie Czarnomorskiej (sic!). W grudniu 2014 lewicowy tygodnik "Polityka" przedstawiał to jako "skok jakościowy". A przecież desantowce są par excellence bronią ofensywną. Jedynym celem dla tych francuskich okrętów na Morzu Czarnym mogła być Ukraina lub kraje NATO – Rumunia lub Turcja. Lenin z przenikliwą sentencją, że "kapitaliści sprzedadzą nam sznurek, na którym ich powiesimy" się by tu kłaniał – gdyby nie fakt, że za "szlachetność" Francji, która ostatecznie zrezygnowała z tego kontraktu, mieli zapłacić... Polacy. Dowód? 17 października 2016 r. portal DoRzeczy.pl opisał słowa zorientowanego w sprawie byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego: "Kontrakt na Caracale miał być zadośćuczynieniem za niesprzedane mistrale". A co jak co, ale Aleksander Kwaśniewski PiS- owcem nie jest. Taka była wówczas rola Polski. Zapłacić czyjś rachunek. Stąd być może wzięły się te kuriozalne antyPiSowskie manifestacje na dawnym Placu Napoleona w Warszawie, ze śmigłowcami na czapkach.

Sowietskoje Igristoje zaszkodziło Macronowi

Teraz jest inaczej. Narody Europy widzą, że Polacy nie są "rusofobami", tylko trzeźwo patrzyli na Moskwę, gdy w Wersalu królowało "Sowietskoje Igristoje". Teraz okazuje się, że premier Morawiecki podczas posiedzeń Rady Europejskiej występował w roli Winstona Churchilla, który po układzie monachijskim, wobec świetnie PR-owo wymachującego papierem popularnego premiera "o pokoju dla całego pokolenia", mówił o wyborze między hańbą a wojną – "wybrali hańbę, a wojnę będą mieli i tak". Tak mówi dziś Polska o Putlerze. I jest skuteczna. Biden, Johnson i von den Leyen mówią coraz bardziej Dudą, Kaczyńskim i Morawieckim, a nie zaś Macronem.

Dlaczego równie świetny PR-owo, co Neville Chamberlain, Donald Tusk mówi dziś, że głos Morawieckiego może przesądzić o wyniku niedzielnych wyborów we Francji? Bo – najwyraźniej – może. Bo wyborcy we Francji, a przynajmniej ich część, widzą różnicę między tym, co w najtrudniejszym momencie w Kijowie był, a tym, który się wycofał i zrobił sobie jedynie "parę zdjęć Zorką-5". Bo widzi to też najwyraźniej Macron. Skoro tak konsekwentnie atakuje Mateusza Morawieckiego. Nie raz, a więc świadomie. Tak jak w poprzedniej kampanii budował figurę "polskiego hydraulika".

Teraz i w Morawieckiego i w "polskich hydraulików", uderza pseudo-argumentami konsekwentnie i od lat używanymi przez... Putina/Ławrowa/Pieskowa/Zacharową, których to nazwiska są na liście unijnych sankcji, którą sam Macron aprobował.

Przecież nawet dla lewicowej aktywistki, która z Berlina przeprowadziła się polskiego lasu, oczywiste są fakty:

twitter

Czemu się tak obruszył? Za porównanie Hitlera ze Stalinem czy z Putinem? Czy za stwierdzenie, że z jego maniakalnych rozmów z Putinem nic nie wynika? Bo taka jest prawda. Nic dla wojny. Ale sporo dla jego kampanii. Jest de facto puszczaniem oka do prorosyjskich wyborców (jak do francuskich koncernów), że nie różni się w tej sprawie od Le Pen.

A skoro tak – warto zastanowić się, czy dramatycznie stawiana przez Donalda Tuska kwestia "wszystko byle nie Le Pen", jest aby na pewno w polskim interesie. W skoro kluczowej dla istnienia Estonii, Łotwy, Litwy, Polski, wolnej Białorusi, niezależnej Ukrainy, a nawet Czech kwestii Rosji różnice są symboliczne, to może nie ma różnicy, kto wygra?

Francusko-niemiecki silnik rosyjskiej machiny wojennej

Jest. Problemem nie jest Unia Europejska, bo tu mamy większość krajów. Problemem jest silnik Unii Europejskiej. To, co robią Niemcy i Francja.

Węgry – jak piszą Gociek i Gmyz w najnowszym numerze tygodnika "Do Rzeczy", a potwierdzają władze w Budapeszcie – poprą wszystko, co poprze Berlin. Berlin nie popiera, nie poprze Budapeszt. Berlin poprze, poprze Budapeszt, choćby nie wiem, ile medali od Putina Péter Szijjártó jeszcze dostał. Węgry są małe, a więc wtórne.

Problemem jest zatem Berlin, który woli wystawiać nielubianego przez siebie Orbana za to, że samoloty omijały węgierską przestrzeń powietrzną, choć tak samo musiały omijać niemiecką.

Orbana łatwiej jest okładać, dużo trudniej będzie Le Pen. A trzeba będzie. Układ na świecie już się zmienił, zmieniłby się wewnątrz Unii Europejskiej. Prezydent Francji, która nie chce Europy na obraz i podobieństwo Niemiec? Ultraprawicowa prezydent która ma grać w tandemie z lewicowym kanclerzem? A Niemcy do 1945 roku lubiły występować co najmniej w parze. Bo jak wiadomo dwoje, to już w polityce tłum.

Jasne – ten czy poprzednia kanclerz, jakoś okazują się bardzo rozumieć Rosję. Mimo wszystko. Ten czy następny prezydent Francji, z pewnością też. Reszta układu może się zmienić. I paradoksalnie utrudnić zadanie Putinowi (tak, jak to było w przypadku Donalda Trumpa). Może, ale nie musi.

W interesie Polski, Białorusinów oraz Ukrainy i całego zachodu jest, by Rosja, Francja, Niemcy i Węgry się zmieniły. Jeśli nie są w stanie, to jednak lepiej by ten francusko-niemiecki się zaciął, niż by znów napędzał rosyjską machinę wojenną Putina.

Antoni Trzmiel jest dziennikarzem portalu DoRzeczy.pl, Telewizji Polskiej, Polskiego Radia, ale za przedstawione powyżej poglądy nie ponosi winy żadna z redakcji, tylko on sam.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także