Damian Cygan: Papież powiedział, że jedną z przyczyn wojny na Ukrainie mogło być "szczekanie NATO pod drzwiami Rosji". Co więcej, Franciszek nie chce jechać do Kijowa, ale zabiega o spotkanie z Putinem. Czy jest pan zaskoczony jego postawą?
Prof. Grzegorz Kucharczyk: Wcześniej papież mówił, że w sprawie wojny Rosji z Ukrainą wszyscy są winni. Teraz uważa, że NATO. Mnie zaskakuje to w tym sensie, że krąg winnych został zawężony.
W Ewangelii św. Mateusza Jezus mówi: "Niech wasza mowa będzie tak, tak; nie, nie". Dlaczego od początku wojny papież nie potrafi jednoznacznie wskazać, kto jest agresorem, a kto ofiarą?
Wydaje się, że to wszystko jest w jakimś sensie pokłosiem tego deficytu, na który wskazywał już papież Jan Paweł II w encyklice "Fides et ratio" (Wiara i rozum), a mianowicie, że brak właściwej filozofii niesie ze sobą niebezpieczeństwo dla błędnej teologii i duszpasterstwa. Widzimy to właśnie na tym przykładzie.
Czy zgodnie z nauką Kościoła powinniśmy dostarczać Ukrainie broń?
Jeżeli widzimy sąsiada napadniętego przez brutalnego najeźdźcę, który kradnie, gwałci i zabija, to czymś niegodziwym byłoby odwracanie się plecami i nieprzekazanie takiemu sąsiadowi środków do obrony. Sprawa jest prosta. W tym sensie słowa, które powinien wypowiedzieć papież, padły wczoraj na Jasnej Górze z ust abpa Stanisława Gądeckiego, który przytoczył tradycyjną naukę Kościoła, św. Augustyna i koncepcję wojny sprawiedliwej oraz nauczanie zawarte w Katechizmie Kościoła Katolickiego.
Według relacji papieża Viktor Orban powiedział mu, że 9 maja Putin może zakończyć wojnę. Z drugiej strony pojawiają się nieoficjalne informacje, że właśnie tego dnia prezydent Rosji dopiero wypowie Ukrainie wojnę, bo według Moskwy na razie trwa "specjalna operacja wojskowa". Który z tych scenariuszy jest bardziej prawdopodobny?
Proszę wybaczyć, ale nie traktuję słów papieża Franciszka jako wiarygodne źródło, zwłaszcza jeśli chodzi o sytuację polityczną.
A czy z punktu widzenia wojskowego 9 maja może być jakąś datą graniczną?
Nie sądzę, żeby doszło do jakiegoś przełomu. Raczej zostanie to wykorzystane przez Putina i jego reżim do tzw. wewnętrznej konsolidacji społeczeństwa rosyjskiego, zagrożonego, no właśnie, "szczekaniem neonazistów z NATO". Dlatego w sensie wojskowym nie spodziewałbym się jakiegoś przesilenia ze strony Rosji. Jeśli już, to jakiś spektakularnych akcji od strony ukraińskiej, np. ataku na most łączący Półwysep Krymski z Półwyspem Tamańskim przez Cieśninę Kerczeńską.
Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow powiedział, że Hitler miał żydowską krew. Po co i dlaczego Rosja idzie na zwarcie z Izraelem?
Po pierwsze, Moskwa ma świadomość, że Izrael jest w jakimś sensie uzależniony od Rosji, gdy chodzi o kontekst polityki bliskowschodniej, czytaj Syria. Tam Rosja i Izrael walczą przeciwko tym samym wrogom, np. proirańskiemu Hezbollahowi czy tzw. irańskim doradcom wojskowym. Po drugie, tego typu wypowiedzi, zwłaszcza z ust szefa rosyjskiej dyplomacji, nigdy nie są przypadkiem. Można domniemywać, że słowa Ławrowa były skierowano do szeroko pojętej zachodnioeuropejskiej i amerykańskiej lewicy, dla której od pewnego czasu Izrael jawi się niemal jako państwo quasi-autorytarne. W tym sensie mogło to być wypuszczenie balona próbnego, który ma szukać sojuszników dla Rosji.
Czytaj też:
Papież Franciszek tymczasowo zawiesza działalnośćCzytaj też:
Abp Gądecki krytycznie o odejściu Franciszka od koncepcji wojny sprawiedliwej
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.