Tusk proponuje 20-procentową podwyżkę dla "budżetówki". Ma objąć 70 zawodów

Tusk proponuje 20-procentową podwyżkę dla "budżetówki". Ma objąć 70 zawodów

Dodano: 
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald TuskŹródło:PAP / Marek Zakrzewski
W przyszłym tygodniu do Sejmu ma trafić projekt ustawy dotyczący podwyżek. PO chce szukać poparcia m.in. u Konfederacji.

Lider PO Donald Tusk był w środę na Lubelszczyźnie. Przekonywał obywateli do pomysłu podwyżek w strefie budżetowej nawet o 20 proc. Jak podkreślają ekonomiści, jeśli pomysł wszedłby w życie, napędziłby inflację w kraju.

– Proponowaliśmy, żeby dać podwyżki nauczycielom o 20 proc., co wydaje się wcale niewygórowanym oczekiwaniem z punktu widzenia nauczyciela, który ma 2,5 tys. zł na rękę. Niestety nie udało się przekonać rządzących – przekazał Tusk mieszkańcom Lubelszczyzny. Mimo to Platforma Obywatelska chce w przyszłym tygodniu złożyć projekt w tej sprawie w Sejmie. Politycy będą zabiegać o poparcie przepisów wśród posłów m.in. z Konfederacji, a także Prawa i Sprawiedliwości. Platforma liczy jednocześnie na głosy Lewicy, PSL-Koalicji Polskiej i Polski 2050.

Podwyżki dla nauczycieli już za 2 miesiące?

Poseł Izabela Leszczyna w rozmowie z portalem Interia.pl przekazała, że PO liczy, że podwyżki miałyby wejść w życie 1 lipca tego roku. Polityk przekazała, że 20 proc. obejmuje łączną podwyżkę, razem z obietnicami obecnego rządu. Dlatego, jeśli nauczyciele mieli dostać w tym roku podwyżkę o 4 proc., to PO proponuje im jeszcze 16 proc.

Podwyżki miałyby objąć nie tylko nauczycieli. Bartłomiej Sienkiewicz precyzował w środę w rozmowie z Polsat News, że ustawa miałaby objąć 70 zawodów. – Jeśli ci ludzie odejdą "do kasy w biedrze", do prywatnych firm czy do sprzątania, to jest tak, jakby nam się państwo rozsypało. Tego ekonomiści nie widzą – podkreślał polityk.

Kto dostanie podwyżkę?

Leszczyna wskazała, że podwyżki będą dotyczyć prawie wszystkich zawodów, oprócz sektora prywatnego, posłów, senatorów i sędziów. Objęły by natomiast administrację rządową, np. Kancelarię Premiera. Według wstępnych szacunków, beneficjentami przepisów byłoby ok. 3 mln osób.

– Nie chodzi nam o to, żeby dzisiaj, w dobie galopującej inflacji, znacząco podnosić pensje. Tym bardziej, że budżetu po sześciu latach rządów PiS na to nie stać, a podnoszenie jakości życia przy tym poziomie inflacji jest właściwie niemożliwe. Chodzi nam o to, żeby powstrzymać totalną pauperyzację zawodów sfery publicznej. Donald Tusk powiedział o całej sferze publicznej, bo wszyscy są ważni – komentowała Leszczyna. Według poseł, koszt wprowadzonych zmian to 30 mld zł, które pochodziłyby z nadwyżki inflacyjnej.

– To nie mogą być wyliczenia bardzo precyzyjne, bo do tego potrzebne są dane Ministerstwa Finansów. 30 mld zł dotyczy sfery budżetowej bez samorządów. Finalnie będzie to ponad 40 mld zł – tłumaczyła polityk.

Czytaj też:
Kowalski: Nie było bardziej pro-gazpromowskiego premiera w III RP niż Tusk
Czytaj też:
Sienkiewicz: Polacy będą płacić więcej. To koszt wojny

Źródło: Interia.pl
Czytaj także