Suwerenność albo kasa
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Suwerenność albo kasa

Dodano: 
Przewodnicząca KE Ursula von der Leyen i premier Mateusz Morawiecki
Przewodnicząca KE Ursula von der Leyen i premier Mateusz Morawiecki Źródło:Wikimedia Commons
Rzekomi obrońcy „praworządności” w istocie podchodzą do niej bardzo elastycznie i w sposób zupełnie ich kompromitujący. Unijne elity postawiły jednak na nich, jak się wydaje, ulegając dezinformacji płynącej ze strony polskiej opozycji.

Spór o Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego i, ogólnie mówiąc, „praworządność” jest tylko pretekstem. W istocie chodzi o wielki plan „pogłębionej integracji”, forsowany przez elity rządzące „starej Unii” oraz wyrosłą w niej w ostatnich dziesięcioleciach warstwę eurokratów. Czyli o stworzenie zapowiadanych już przed laty przez Martina Schulza „Stanów Zjednoczonych Europy”, w których organa wspólnoty otrzymają uprawnienia stawiające je ponad rządami krajowymi. Polskie problemy nie wynikają z jakichś szczególnych naruszeń praworządności przez polskie władze, ale z tego, że stanęliśmy na drodze realizacji tego planu. A ostatecznie określiła sytuację wojna na Ukrainie, która dla europejskich elit jest przede wszystkim okazją do, jak wzywała do tego wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego, „zagłodzenia” Polski i zmuszenia jej w ten sposób do uległości.

Realizacja planu „pogłębionej integracji” wymaga wprowadzenia zasady, że decyzje Rady Europejskiej, Komisji Europejskiej i Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej są nadrzędne wobec konstytucji, rządów i wyroków sądowych krajów członkowskich. Wiadomo jednak – a dowiódł tego choćby los niedoszłej „konstytucji europejskiej” – że europejskie społeczeństwa żadnego pogłębiania integracji nie chcą i w sposób legalny, przewidziany traktatami, tak daleko idącej zmiany przeprowadzić się nie da. Ponadto optujące za federalizacją elity są zdeterminowane; w ich sposobie myślenia „pogłębiona integracja” to panaceum oraz historyczna konieczność i po prostu trzeba do niej doprowadzić, nie oglądając się na prawa i wolę wyborców.

Podjęto więc próbę „pogłębiania integracji” małymi krokami, metodą faktów dokonanych. Szczególna rola przypadła tu TSUE, złożonemu, wbrew wyobrażeniom żywionym nad Wisłą, głównie z polityków nominowanych przez dominujące w krajach „starej Unii” partie „ludowe” (historyczne określenie „chadeckie” dziś jest odrzucane jako ciągnące za sobą złe skojarzenia) i socjaldemokratyczne. W kolejnych wyrokach, wydawanych przy okazji różnych drobnych sporów w krajach członkowskich (np. praw emerytalnych hiszpańskich sędziów), TSUE jednostronnie uznawał się za nadrzędny.

Cały artykuł dostępny jest w 21/2022 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także