Zamieszanie wokół ewentualnego rozlokowania w Polsce niemieckich rakiet obrony przeciwlotniczej Patriot przypomina kabaretowy skecz, z gatunku „wszystkim chodzi o coś zupełnie innego, niż mówią”. W dodatku skecz się spodobał i publiczności, i samym protagonistom, tak że, mimo iż temat wydał się wyczerpany już po kilku pierwszych kwestiach, zainteresowani ciągną go, dodając kolejne kwestie, zwroty i „zwischenrufy”. Zanim ten tekst dotrze do czytelników, liczba osób publicznych wypowiadających się na ten temat w Polsce, Niemczech i innych krajach zapewne znacznie wzrośnie, co spowoduje proporcjonalny przyrost poświęconych sprawie komentarzy. Ponieważ jednak i tak nic to do sprawy nie wniesie, bo nie ma do czego, nie musimy z jej podsumowaniem czekać.
Wystarczy, że zapamiętamy punkt wyjścia – a był nim upadek zbłąkanej rakiety przeciwlotniczej (zdaniem wszystkich poza oficjalnymi czynnikami Ukrainy wystrzelonej przez ukraińską OPL przeciwko rosyjskim pociskom manewrującym) w przygranicznej polskiej miejscowości Przewodowie, wskutek czego śmierć poniosło dwóch jej mieszkańców. Ponieważ przez jakiś czas nie było pewności, czy nie był to atak Rosji na kraj NATO i czy w takim razie nie mamy do czynienia z początkiem zupełnie nowej wojny, mogącej doprowadzić do konfliktu globalnego, Polska przez moment znalazła się w centrum uwagi światowych mediów.
I ten właśnie moment skupienia na Polsce uwagi mediów postanowiła wykorzystać niemiecka minister obrony Christine Lambrecht, żeby zadeklarować gotowość przekazania nam rakiet Patriot (w liczbie: jedna wyrzutnia z obsługą) do obrony naszej wschodniej granicy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.