W przypadku Konfederacji powinienem przyznać się do błędu: jak wielu innych komentatorów na początku obecnej kadencji Sejmu nie dawałem jej szans na przetrwanie. Pod koniec czteroletniego okresu miała być już tylko wspomnieniem, a jej posłowie mieli być częścią innych klubów parlamentarnych. Myliłem się całkowicie.
Nawet odpadnięcie frakcji wolnościowców, choćby częściowo, nie potwierdza tamtych diagnoz. Nie był to bowiem rozpad w całym tego słowa znaczeniu, lecz jedynie odejście trzech posłów (równolegle dołączył inny – Stanisław Tyszka). Co więcej, politykom Konfederacji udało się ten proces przeprowadzić w taki sposób, że dla większości wyborców pozostał niemal niezauważony i nie wpłynął na notowania. Artur Dziambor, Dobromir Sośnierz i Jakub Kulesza nie zostali też przejęci przez inne ugrupowanie i nie taki był powód ich rozstania z kołem Konfederacji.
Dzisiaj, w zależności od sondażu, partia, której twarzami w czasie kampanii stali się Sławomir Mentzen i Krzysztof Bosak, regularnie sytuuje się na trzecim lub czwartym miejscu, zdobywając od ok. 9 proc. do nawet blisko 12 proc. głosów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.